Wszyscy mamy świadomość, jak bardzo istotna jest dieta dla naszego zdrowia. Dla pięknej cery, mocnych paznokci czy lśniących włosów także jest ważna. Wszystkie one w ostatniej kolejności otrzymują składniki odżywcze i jeśli tych dostarczamy sobie za mało, nie ma co liczyć na dobry wygląd. Kosmetyki mogą do pewnego stopnia zadziałać od zewnątrz, ale nic nie zastąpi zbilansowanej diety dostarczającej nam wszystkiego, co potrzebne.
Dieta, obok pielęgnacji, jest kolejnym z moich zainteresowań. Na blogu jakiś czas temu pojawiła się recenzja książki Campbella, która dała mi do myślenia i skłoniła do ograniczenia produktów odzwierzęcych. Odżywianie i zewnętrzne piękno są ze sobą powiązane, czy tego chcemy, czy nie. Objadanie się czekoladą czy tłustymi daniami po prostu widać – odbija się na cerze, stanie włosów, kruchości paznokci.
Każdy z nas ma czasem ochotę na coś mniej zdrowego, ale jeśli na co dzień odżywiamy się odpowiednio, drobne odstępstwa nie będą stanowiły problemu. Chcąc uzupełnić swoją wiedzę o konkretnych produktach czy oddziaływaniu witamin na organizm, sięgnęłam po dwie książki skupiające się uświadomieniu czytelnikowi istoty odżywiania i jego wagi dla urody.
SPIS TREŚCI
Beauty & food – Emilie Hebert
Pierwsza z książek to połączenie krótkiego poradnika z książką kucharską. Na 120 stronach w miękkiej okładce, z prostymi, ale estetycznymi zdjęciami znajdziemy spory przekrój treści. Pierwsza część jest poświęcona wyjaśnieniu takich pojęć jak stres oksydacyjny czy opisaniu najbardziej szkodliwych produktów spożywczych oraz wskazaniu tych, które mają najwięcej wartości odżywczych.
Autorka podpowiada, w co zaopatrzyć swoją spiżarnię, co warto mieć pod ręką i w bardzo obrazowej formie pokazuje sezonowe owoce i warzywa, na które najlepiej zwracać uwagę w miarę zmiany pór roku. Drugą przydatną tabelą jest informacja o poszczególnych witaminach, mikroelementach i innych cennych substancjach, ich właściwościach oraz produktach, w których występują. Razem to sporo wiedzy, więc tabela, do której można zawsze wrócić, jest dużym ułatwieniem.
Druga część składa się z opisu problemów ze skórą czy włosami i sposobów, w jaki sobie z nimi radzić. Hebert podpowiada, jakich produktów spożywczych unikać, jakie szczególnie powinno się włączyć do diety, by uporać się z kłopotem, a także na koniec podaje poradę kosmetyczną. O ile w wielu miejscach się zgadzam – jak włączenie olejów z NNKT do pielęgnacji dla uzupełnienia bariery hydrolipidowej i wsparcia do uporania się z wypryskami czy nadmiarem sebum – to niektóre stwierdzenia są dla mnie dziwnie, jeśli nie wręcz niebezpieczne.
Pierwsze słyszę, żeby skóra miała pH 7,4 albo akurat peelingi mechaniczne powodowały nadprodukcję sebum. Wśród porad dla osób z cerą zaskórnikową czy zaczerwienioną (dlaczego je połączono w jedną kategorię?) znalazły się parówki, a te mogą zaszkodzić cerom wrażliwym, czy naczyniowym. Podobnie przecieranie skóry wodą z cytryną może skończyć się różnie. Cytryna to jednak kwas askorbinowy i wzmianka o jej używaniu, bez podania jakichkolwiek proporcji, może się dla kogoś źle skończyć.
Trzecia część, czyli najdłuższa, bo zajmująca ponad połowę książki, to podzielone na cztery pory roku przepisy. Na każdą porę roku autorka radzi skupić się na konkretnym narządzie, którego pracę można wspomóc. Następnie podaje po około 10 przepisów na dania różnego rodzaju – czasami z prostych składników, ale czasem z mniej dostępnych, które mogą być problemem nawet w dużym mieście. Przy każdej porze roku proponuje też kilka domowych kosmetyków, jak peelingi, olejki, czy maseczki. Wszystko jest bardzo proste i każdy poradzi sobie z takim DIY, daję słowo. Wystarczy wymieszać kilka składników i gotowe.
Przeczytanie książki zajęło mi moment. Nie ma w niej dużo treści, a przepisów nie czytam od deski do deski, rzucam na nie jedynie okiem i zaznaczam te, które mogę mieć ochotę odtworzyć. Po pierwszym przeczytaniu miałam dość negatywne odczucia co do Beauty&food. Zastanawiałam się, czy tak naprawdę czegokolwiek się z niej dowiedziałam i czy nie było to pieniądze wyrzucone w błoto. Czułam się zawiedziona treścią.
Wróciłam do niej jednak ponownie po skończeniu Eat pretty, by napisać tę recenzję i zmieniłam zdanie. Co się stało? Nie do końca jestem pewna. Nieco zmienił mi się punkt widzenia. Oczekiwałam sporej liczby przepisów i je dostałam. Jest też przegląd substancji, do którego można zawsze wrócić, a książka jest napisana przystępnym językiem, co ułatwia czytanie. Beauty&food nie stanowi podręcznika specjalistycznego, a poradnik dla każdego. Nie zakłada jakiejkolwiek wiedzy i przez to jednym może wydać się banałem, ale innym cenną bazą. Po drugim zajrzeniu do treści doceniłam ten fakt. Czy koniecznie musi się znaleźć w Waszej biblioteczce? Nie. Ale jeśli lubicie przepisy na papierze, a do tego odrobinę wiedzy kosmetycznej i spożywczej, to nic nie stoi na przeszkodzie, byście po nią sięgnęły. Kupicie ja już za 15 zł (porównywarka cen).
Eat pretty – jedz i bądź piękna – Jolene Hart
Druga książka jest nieco grubsza, bo liczy sobie 200 stron, a kosztuje około 25 złotych (porównywarka cen). Podobnie została oprawiona w miękką okładkę, ale nie znajdziemy w niej żadnych zdjęć, a jedynie rysunki kwiatów. Treści jest tu znacznie więcej, nie tylko ze względu na liczbę stron, ale także z powodu mniejszej czcionki, która w mojej opinii jednak jest odrobinę za mała, by czytało się wygodnie o różnych porach dnia i przy różnym stopniu zmęczenia oczu. Przy Beauty&food miałam jednak większy komfort czytania.
Eat pretty zaczyna się od wstępu wprowadzającego do filozofii pięknej diety stworzonej przez Jolene Hart. Autorka była dziennikarką urodową, która bazując na swojej wiedzy zdobytej w pracy napisała poradnik uczący, po jaką żywność sięgać, by ta służyła zdrowiu i urodzie. Podobnie jak u Hebert, mamy trochę informacji o niebezpiecznych procesach zachodzących w organizmie pod wpływem śmieciowego jedzenia, porady jakie produkty wyeliminować i co jeść częściej.
Ponownie znajdziemy także wykaz witamin wraz z ich właściwościami oraz owocami, warzywami, czy zbożami, które je zawierają, zaprezentowane w formie tabelarycznej. U obu autorek tabele są przejrzyste i nieważne, którą wybierzemy, na pewno wyniesiemy z nich coś dla siebie. Wstęp Hart wydał mi się nieco zbyt długi, jakby celowo kilkukrotnie były powtarzane informacje, co jednak niczego nie wnosi. Miałam wrażenie budowania ideologii czy też filozofii na siłę. Jak już powinnyście zauważyć, uważam związek odżywiania z urodą za jeden z kluczy do pięknego wyglądu, ale usilne sprzedawanie tej idei w każdym akapicie stało się dla mnie męczące i miało lekko sekciarski wydźwięk, przynajmniej w moim odbiorze.
Główna część, podobnie jak w Beauty & food, dzieli treść na cztery pory roku. W każdej z nich autorka radzi wspierać prace konkretnych narządów (czy to już skądś znamy?) oraz opisuje właściwości sezonowych owoców i warzyw. Cztery pory roku poprzedzone są jeszcze rozdziałem z produktami, które warto mieć w spiżarni przez cały rok.
Z jednej strony bardzo podoba mi się taki sposób prezentacji konkretnych produktów: każdy jest opisany pod kątem zawartości cennych składników oraz tego, na co owe witaminy, minerały czy substancje fitochemiczne wpływają. Można utrwalić wiedzę o działaniu konkretnych składników, ale z drugiej strony, treść jest mocno powtarzalna. W formie tabeli byłoby to bardzo przejrzyste, ale zniknęłoby pół książki. Opisowa, powtarzalna forma po jakimś czasie męczy. Książkę czyta się wolno, strona po stronie, rozdział po rozdziale, ale coś zawsze zostaje w głowie. Gdyby była to jedynie tabela, zapewne zostawałoby wiele mniej.
Każda z pór roku kończy się czterema przepisami, które często nie do końca trafiają w mój gust (np. zielone wrapy z tilapią i ananasem). Razem przepisów jest szesnaście, więc niewiele. Jeśli liczyłyście, że znajdziecie tu kulinarne inspiracje, to jest ich mało. Ostatni rozdział skupia się dość szczegółowo na innych czynnikach ważnych dla naszego zdrowia i urody: samym trawieniu, stresie, hormonach, długości snu, czy aktywności fizycznej. Przeważnie o wielu z tych rzeczy nie myślimy i nie zdajemy sobie sprawy, jak bardzo mogą one oddziaływać na nasze codziennie funkcjonowanie, czy też zdrowie skóry. Odpowiednie dbanie o siebie niestety jest dużo bardziej skomplikowane, niż byśmy chcieli, ale zdrowe nawyki owocują długoterminowo i warto włożyć trochę wysiłku, by móc cieszyć się efektami.
Tak jak wspomniałam, dopiero po przeczytaniu Eat pretty i powrocie do Beauty & food doceniłam tę pozycję. Pod pewnymi względami te książki są do siebie bardzo podobne – tabelaryczna forma przedstawiania informacji, sezonowość gotowania, wylistowanie szkodliwych produktów itd. Czy któraś z nich jest lepsza? To zależy, jakie ma się oczekiwania.
Jeśli chcecie nieco więcej przepisów, a do tego kilka porad kosmetycznych, to wyborem byłaby Beauty & food Emilie Hebert. Jeśli jednak bardziej chcecie się skupić na konkretnych produktach i dodatkowych czynnikach składających się na zdrowy styl życia, to wtedy Eat pretty Jolene Hart jest opcją dla Was. Obie pozycje oferują pewną dawkę wiedzy, choć w nieco innym zakresie i już od Waszych potrzeb i preferencji zależy, która byłaby lepsza dla Was i czy w ogóle jest Wam potrzebna.
Polecane powiązane treści
czyli Anna Kochanowska – miłośniczka pielęgnacji skóry bazującej na naukowych faktach.
Blog powstał z pasji, która doprowadziła mnie na studia z kosmetologii bioestetycznej i codziennie skłania do zdobywania nowej wiedzy.
Jeśli sama regularnie chcesz dowiadywać się więcej o pielęgnacji, kosmetykach i akcesoriach, które Ci w niej pomogą, zaglądaj na annemarie.pl!