Dzisiaj kilka słów o 2 duetach: pianki z kremem oraz moim z mężem, bo razem stosowaliśmy te kosmetyki, a ja dążyłam do tego, żeby dobrze się z nimi zakolegował ;p
Moistry to polska, niewielka marka produkująca naturalne kosmetyki. Jej właścicielka, Agnieszka, udzielała mi jakiś czas temu wywiadu nt. produkcji kosmetyków i zachęcam do przeczytania, bo dowiecie się, jak taka kosmetyczna produkcja działa 😉
Co ważne, Agnieszka nie tylko tworzy kosmetyki, ale jest też kosmetologiem. Dlatego doskonale zna potrzeby skóry i dopasowuje do nich swoje kosmetyki 🙂 Ja chciałam dopasować coś do mojej mieszanej, naczyniowej skóry, a także tłustej, odporniejszej skóry męża i tak trafił do nas krem do cery problematycznej!
Krem do skóry problematycznej
Krem od początku był wybierany głównie z myślą o facecie – zależało nam na działaniu regulującym cerę tłustą, ze sporadycznymi niespodziankami, a także właściwościach przeciwzapalnych, przydatnych zwłaszcza w okolicach brody po goleniu.
Jak zaraz zobaczycie na liście INCI, użyte składniki spełniają te założenia. Skład jest dość uniwersalny, ewidentnie przemyślany, ale nie przekombinowany. Agnieszka świetnie opisuje każdą substancję na stronie produktu, więc ja tylko krótko wymienię kilka z nich:
- działanie łagodzące i przeciwzapalne zapewnia olej z konopii, pantenol i bisabolol pozyskiwany z rumianku
- siarka i drzewo herbaciane mają właściwości antybakteryjne
- wierzba zawiera kwas salicylowy, więc delikatnie pomaga odblokowywać pory i redukować stany zapalne
- zielona herbata natomiast jest antyoksydacyjna i w niewielkim zakresie redukująca wydzielanie sebum
Aqua (woda), Butyrospermum Parkii Butter (masło shea), Cetearyl Olivate (emulgator), Urea (mocznik), Cannabis Sativa Seed Oil (olej konopny), Dimethyl Sulfone (siarka), Sorbitan Olivate (emulgator), Cetyl Alcohol (emolient), Panthenol (substancja nawilżająca, łagodząca), Gluconolactone (kwas PHA), Camellia Sinensis Leaf Extract (ekstrakt z zielonej herbaty), Salix Alba Bark Extract (ekstrakt z wierzby), Tocopheryl Acetate (witamina E), Bisabolol (substancja łagodząca), Sodium Lactate (substancja nawilżająca, regulator pH), Melaleuca Alternifolia Leaf Oil (olejek z drzewa herbacianego), Benzyl Alcohol, Dehydroacetic Acid (konserwanty), Limonene (substancja zapachowa)
Od razu patrząc na skład i zauważając siarkę oraz drzewo herbaciane, można mieć wątpliwości co do zapachu kremu ;p oczywiście bardzo słusznie, bo nie są to najpiękniej pachnące składniki! Rzeczywiście są wyczuwalne w kremie, który pachnie dość intensywnie, ale na mój nos znośnie. Mężowi zapach nie przypadł specjalnie do gustu, jednak nie było też wielkich skarg w tym temacie.
Bardzo mi zależało na regularnym stosowaniu, ale to zupełnie się nie udało – czasem to było codziennie, czasem 1-2x w tygodniu. Trudno więc określić, na ile dokładnie kosmetyk wpłynął na stan jego skóry.
Ja stosowałam go przez jakieś 3 tygodnie, by samodzielnie móc coś powiedzieć. To nie jest ultralekki krem, ale nie jest również ciężki, mocno okluzyjny, czy pozostawiający nieprzyjemną warstwę. Czuć, że coś jest na skórze, ale nic specjalnie lepkiego czy tłustego. Całe szczęście wraz ze wchłonięciem ulatnia się też większość naturalnego aromatu 😉
50ml kremu dostajemy w słoiczku z pompką, co pozwala na brak kontaktu z produktem i zachowanie jego świeżości. Zawsze na plus jest takie rozwiązania, chociaż ja akurat nie przepadam za zwyczajowym dozownikiem Moistry (z “talerzykiem”) – ten ze zdjęcia akurat był opakowaniem zastępczym stosowanym przez jakiś czas. Dodatkowo to dość wydajny kosmetyk i możemy łatwo dostosowywać jego ilość do aktualnych potrzeb – niewiele potrzeba na całą twarz przy skórze tłustej 🙂
Wydaje mi się, że krem delikatnie ograniczał powstawanie niespodzianek i łagodził istniejące stany zapalne. Widać, że został skomponowany tak, by działać na wielu płaszczyznach na cery tłuste, problematyczne. Trądzik bowiem wymaga nie tylko działania antybakteryjnego i ograniczającego sebum – skóra potrzebuje również regularnego nawilżania, by procesy naprawcze i gojenie zachodziły sprawnie, a także łagodzenia zmian zapalnych. Do takiej skóry jest adresowany i jej się sprawdzi najbardziej!
Owocowa pianka do mycia twarzy
Drugi produkt to pianka do oczyszczania i demakijażu. Tak, dobrze przeczytałaś, do obu etapów 🙂 może służyć zarówno do zmycia makijażu, jak i właściwego oczyszczenia skóry – w drugim etapie lub jako samodzielny produkt rano.
Bazuje na delikatnych detergentach, które jeszcze dodatkowo łagodzą substancje nawilżające, jak pantenol, gliceryna i sorbitol. Ciekawe są również owocowe dodatki – malina, banan i mandarynka, pełne witamin, zapewniające właściwości antyoksydacyjne, łagodzące i zmiękczające.
Pianka dość intensywnie pachnie właśnie owocami: kojarzy mi się z taką granulowaną herbatką malinową z cytryną – myślę, że jeśli znacie ją z dzieciństwa, to doskonale będziecie wiedzieć, o jaki zapach chodzi! W składzie widnieje jeszcze zapachowy olejek may chang, który zapewne robi część tego aromatu, ale także działa antybakteryjnie.
Aqua, Glycerin (substancja nawilżająca), Decyl Glucoside (detergent), Lauryl Glucoside (detergent), Sorbitol (substancja nawilżająca), Panthenol (substancja łagodząca), Sodium Lactate (substancja nawilżająca), Citrus Tangerina Fruit Extract (ekstrakt z mandarynki), Musa Sapientum Fruit Extract (ekstrakt z banana), Rubus Idaeus Extract Powder (puder malinowy), Lactic Acid (regulator pH), Benzyl Alcohol, Dehydroacetic Acid (konserwanty), Litsea Cubeba Fruit Oil (olejek may chang), Citral, Limonene (substancje zapachowe)
Jestem wielką fanką pianek, a ta jest baardzo przyjemna w użyciu! Gęsta, kremowa, nie znika szybko na skórze. Oczyszczanie przy jej pomocy jest bezproblemowe i tak jak deklaruje marka, bez szczypania w oczy. Sprawdzałam ją również w roli pierwszego myjadła do demakijażu oraz produktu porannego i w każdej się spisała 🙂
Choć moje ogólne wrażenia na jej temat są pozytywne, mam pewne ale. Otóż stosowałam ją o różnych porach roku i na różnej kondycji skóry – nawet specjalnie zostawiłam trochę na czas wprowadzania retinoidów, by sprawdzić ją w trudnych warunkach. O ile na co dzień, na mojej mieszanej skórze w stronę tłustej i na typowo tłustej męskiej była bez zarzutu, to już przy lekkim podrażnieniu lub przesuszeniu, dawała mi delikatny efekt ściągnięcia.
Myślę więc, że może być fajnym produktem dla większości cer, jednak po własnym przykładzie miałabym pewne obawy o te z naruszoną barierą ochronną, np. podczas pierwszych tygodni kuracji retinoidowych, leczenia dermatologicznego lub wrażliwych na substancje zapachowe. Akurat zapach jest bardzo mocny i nie każdy nos oraz skóra go polubi, choć w moim odczuciu jest bardzo ładny.
Na stronie produktu znalazłam informację, że powinna wystarczyć na 2 miesiące i rzeczywiście tak było. Ja używałam jej w ilości jednej pompki, ale mąż sobie nie żałował i nakładał dwie ;p pomyślałam nawet, że skończyła się szybciej niż bym chciała, ale już wiem, że to wina faceta!
Jeśli macie wrażliwe nosy, to te kosmetyki być może nie są dla Was, ale jeśli jesteście fankami naturalnych kosmetyków o mocno przemyślanych formułach, to możecie być zadowolone 🙂
* oba produkty dostałam od marki – całą linię znajdziesz np. w sklepie Krem de la krem
Polecane powiązane treści
czyli Anna Kochanowska – miłośniczka pielęgnacji skóry bazującej na naukowych faktach.
Blog powstał z pasji, która doprowadziła mnie na studia z kosmetologii bioestetycznej i codziennie skłania do zdobywania nowej wiedzy.
Jeśli sama regularnie chcesz dowiadywać się więcej o pielęgnacji, kosmetykach i akcesoriach, które Ci w niej pomogą, zaglądaj na annemarie.pl!
Ja stosuję teraz ich krem do cery naczynkowej i świetnie się sprawdza 🙂