Od dłuższego czasu miałam w planie wspomnieć o męskiej pielęgnacji, ale ciągle jakoś nie było okazji. Jednak podjęłam się wyzwania sklepu Nati nati i wraz z facetem przez ostatni miesiąc sprawdzałam trzy kosmetyki do podstawowej higieny przeznaczone specjalnie dla mężczyzn.
Po kilku latach powoli udało mi się przekonać faceta do używania wybranych przeze mnie kosmetyków z bardziej naturalnymi składami. Nie było łatwo, muszę to przyznać, ale nie traćcie nadziei! Kosmetyczka mojego męża opiera się już na naprawdę fajnych produktach, z czego jestem bardzo dumna. Wymaga to sporo cierpliwości, ale uważam, że warto ją wykazać, by ostatecznie cieszyć się efektami.
Tak więc udało mi się przekonać męża do przetestowania kilku produktów, które wspólnie wybraliśmy. Zależało nam na składach bez zarzutu, sporej dostępności, nieprzesadzonych cenach oraz możliwie polskiej produkcji. W większości się to udało, o czym pokrótce opowiem poniżej – moimi słowami, ale przekazując opinię faceta po miesiącu testów.
SPIS TREŚCI
Naturalny żel pod prysznic dla mężczyzn, Nacomi
Jak widzicie wybraliśmy bardzo podstawowe produkty, których używa każdy facet i nie powinno być tak trudno spróbować wymienić te aktualnie używane na nieco korzystniejsze dla skóry i w Waszym przypadku. Zarówno w szamponie, jak i żelu, postawiliśmy na delikatne substancje myjące pozwalające na codzienny użytek bez narażania się na podrażnienia i wysuszenie.
Żel Nacomi to czarna, plastikowa tuba o pojemności 250ml zużywająca się zaskakująco wolno! Od kiedy dostaliśmy przesyłkę, mąż używa go codziennie, a ja podbieram, gdy mam na to ochotę. Muszę powiedzieć, że to świetny kosmetyk i oboje go pokochaliśmy! Co w nim tak ciekawego?
Aqua (woda), Cocamidopropyl Betaine (substancja myjąca), Lauryl Glucoside (substancja myjąca), Cannabis Sativa Seed Oil (olej konopny), Panthenol (substancja łagodząca), Coco Glucoside (substancja myjąca), Glyceryl Oleate (emulgator, emolient), Cetrimonium Chloride (emulgator, substancja myjąca), Benzyl Alcohol (konserwant), Parfum (substancja zapachowa), Glycerin (substancja nawilżająca), Citric Acid (regulator pH), Humulus Lupulus Extract (ekstrakt z chmielu), Dehydroacetic Acid (konserwant)
Otóż moim zdaniem to bardzo uniwersalny żel uniseks i kobiety również jak najbardziej mogą go stosować, jeśli lubią delikatne, męskie zapachy. Jak wspomniałam, bazuje na łagodnych detergentach, których działanie jeszcze łagodzi dodatek przeciwzapalnego oleju konopnego, kojącego pantenolu i nawilżającej gliceryny.
Ciekawym bonusem jest też ekstrakt z chmielu, który w sumie na opakowaniu wygląda właśnie jak idealny składnik mający zachęcić faceta do zakupu. To nie jedynie nazwa ładnie wyglądająca reklamowo, ale cenna substancja o właściwościach antybakteryjnych, antyoksydacyjnych, wzmacniających naczynia krwionośne oraz łagodzących stany zapalne, np. przy ŁZS.
Jedynym składnikiem budzącym moje zastrzeżenia jest Cetrimonium Chloride, emulgator mogący działać drażniąco, jednak w otoczeniu tylu fajnych składników nie powinien być on problematyczny.
Żel daje dość nietypowe odczucia: jest przezroczysty i przy pierwszym kontakcie wydaje się typowo żelowy, ale w tej żelowości jest spory poślizg bez tłustości, chociaż kosmetyk zdaje się być jednak w pewien sposób olejowy. Dzięki temu oraz w połączeniu z dobrym, ale nieprzesadnie intensywnym spienianiem daje bardzo przyjemne oczyszczenie skóry z jednoczesnym brakiem ściągnięcia lub wysuszania.
Co więcej, efekt stosowania przypomina mi olejki myjące, gdzie skóra jest nie jedynie umyta, ale równocześnie odżywiona i miękka. To rodzaj żelu, po którym nie ma potrzeby używania nawilżających balsamów czy odżywczych maseł. Moja skóra nie jest problematyczna, podobnie jak faceta, więc może nie jesteśmy najlepszym wyznacznikiem.
Mimo to oboje bardzo polubiliśmy żel i zabraliśmy go jako jedyne myjadło dla nas obojga na świąteczny wyjazd do rodziny. Myślę, że to świetna opcja, by spróbować przemycić dobry składowo kosmetyk swojemu facetowi! Zarówno opakowanie, jak i zapach trafiają w męskie gusta, a działanie powinno równie szybko do siebie przekonać.
Szampon do włosów, Steam Punk, Pan drwal
Szampon podobnie do żelu jest polskiej produkcji. To słomkowożółty płyn o żelowej konsystencji i typowo męskim zapachu, za którym stoi spora liczba substancji zapachowych – w tym ekstrakty z mąklika odpowiadające na drzewne nuty. Akurat nie jestem fanką dodatku aż tylu aromatów, bo to zwiększa szanse na podrażnienie i reakcje alergiczne. Poza tym nie mam zarzutu co do składu, który jest zbilansowany pod względem łagodnych detergentów i natłuszczających emolientów.
Aqua (woda), Sodium Cocoamphoacetate (substancja myjąca), Lauryl Glucoside (substancja myjąca), Sodium Cocoyl Glutamate (substancja myjąca), Sodium Lauryl Glucose Carboxylate Coco Glucoside (substancja myjąca), Glyceryl Oleate (emolient, emulgator), Panthenol (substancja łagodząca), Macadamia Ternifolia Seed Oil (olej makadamia), Caprylyl Glycol (rozpuszczalnik, substancja ułatwiająca przenikanie), Caprylhydroxamic Acid (konserwant), Parfum (substancja zapachowa), Citric Acid (regulator pH), Evernia Furfuracea Extract (substancja zapachowa), Evernia Prunastri Extract (substancja zapachowa), Benzyl Benzoate, Cinnamal, Coumarin, Eugenol, Limonene, Linalool (substancje zapachowe)
Szampon dobrze sprawdza się u męża. Nie pieni się tak intensywnie jak drogeryjne kosmetyki, ale nie jest to dla niego wadą. Piany jest wystarczająco, by ładnie oczyścić jego przetłuszczającą się skórę głowy. Szampon specjalnie nie przedłuża świeżości włosów, ale spisuje się na tyle, by stosować go jako codzienny, delikatny szampon.
Na krótkich włosach faceta sprawdza się bezproblemowo, natomiast kiedy ja go spróbowałam, nie byłam już tak zadowolona. Dlaczego? O ile ilość wytwarzanej piany jest wystarczająca dla krótkich włosów, to na długich jak moje niestety jest niewystarczająca. Muszę się nieźle napracować i rozprowadzić w dłoniach duże ilości szamponu, by móc oczyścić włosy na długości. Tak więc na typowo krótkie włosy noszone przez większość facetów to dobry wybór, natomiast przy dłuższych jednak kłopotliwy i mało wydajny.
Dezodorant dla mężczyzn, Kaerel
Co do ostatniego kosmetyku miałam pewne obawy i niestety się one potwierdziły. Mąż na co dzień używa antyperspirantu, czyli blokera pocenia, a Kaerel to dezodorant. Dla przypomnienia, w tym przypadku wydzielanie potu nie jest blokowane, a dezodorant działa właśnie dezodorująco poprzez składniki wchłaniające pot, blokujące rozwój bakterii lub pochłaniajace nieprzyjemny zapach będący wynikiem rozkładania potu przez bakterie.
Tutaj za wspomniane wyżej działanie odpowiada antybakteryjne i antyseptyczne srebro, Triethyl citrate rozkładany przez bakterie zamiast potu oraz ałun potasowy. Ałun to inna forma aluminium z tradycyjnych antyperspirantów, jednak o większej cząsteczce, która nie wnika do gruczołów potowych, ale pozostaje u ich ujścia, gdzie zapobiega rozwojowi bakterii.
Dodatkowo mamy nawilżającą glicerynę i odżywczy skwalan, które razem pomagają chronić skórę przed podrażnieniami i ucieczką wody. Nie ma w składzie INCI nic specjalnie kontrowersyjnego, co potwierdza certyfikat naturalności niemieckiej organizacji BDIH Cosmos Natural.
Przeczytaj o certyfikatach kosmetycznych – klik!
Aqua (woda), Potassium Alum (ałun potasowy), Squalane (emolient), Glycerin (substancja nawilżająca), Triethyl citrate (substancja dezodorująca), C14-22 Alcohol (emulgator), C12-20 Alkyl Glucoside (emulgator, emolient), Silver (substancja antybakteryjna), Citric Acid (regulator pH), Silver Citrate (substancja antybakteryjna), Parfum*(substancja zapachowa), Sklerotium Gum (zagęstnik), Sodium Hydroxide (regulator pH), Citral, Limonene, Linalool (substancje zapachowe)
* z naturalnych olejków eterycznych
Tak więc mąż jest przyzwyczajony co zablokowania wydzielania potu, który podczas stosowania dezodorantu jednak się pojawiał. Przez dwa tygodnie próbował się przekonać do tej formy działania, ale tęsknił za uczuciem suchej pachy i idącej za tym czystości. Myślę, że to spory problem do przejścia dla osób chcących przestawić się na jakikolwiek dezodorant i na pewno nie każdy będzie mógł dokonać takiej zmiany – czy to ze względu na preferencje, czy nadpotliwość, przy której jedynym wyjściem bywa antyperspirant.
Kiedy mąż się poddał, ja postanowiłam przetestować deo na sobie. Gdyby pachniał bardzo męsko, pewnie bym się nie zdecydowała, ale to lekko kwiatowy zapach mający w sobie coś z lukrecji. Kulka zostawia na skórze sporo płynu, który potrzebuje kilku minut do wyschnięcia, po czym jego warstwa utrzymuje się przez cały dzień.
U mnie dezodorant sobie radzi w niwelowaniu nieprzyjemnego zapachu, ale od kilku lat używam tego typu produktów i mam nieco inne oczekiwania od męża. To ważne, by pamiętać, że dezodorant nie ma prawa działać blokująco jak antyperspirant i mieć wobec niego realne wyobrażenia.
Po miesiącu testowania jesteśmy pewni, że żel od Nacomi zostanie z nami na dłużej! Trochę mi szkoda, że mąż nie przekonał się do stosowania dezodorantu, ale spodziewałam się, że może się tak stać. Mimo wszystko uważam, że można spróbować, bo jednak mamy różne preferencje i a nuż Waszemu przypadnie do gustu. Udało Wam się już przekonać panów w Waszej rodzinie do spróbowania naturalnych kosmetyków? Czego już spróbowali?
Partnerem dzisiejszego wpisu jest sklep Nati nati, gdzie znajdziecie więcej fajnych składowo opcji zarówno dla faceta, jak i dla siebie, a wszystko zapakowane w papier w duchu less waste 🙂
Polecane powiązane treści
czyli Anna Kochanowska – miłośniczka pielęgnacji skóry bazującej na naukowych faktach.
Blog powstał z pasji, która doprowadziła mnie na studia z kosmetologii bioestetycznej i codziennie skłania do zdobywania nowej wiedzy.
Jeśli sama regularnie chcesz dowiadywać się więcej o pielęgnacji, kosmetykach i akcesoriach, które Ci w niej pomogą, zaglądaj na annemarie.pl!