Ulubieńcy zimy 2019 – kosmetyki, serial, moda

annemarie emulsja White Agafia | Mokosh serum figa | pomadka ochronna z kolorem Felicea

Ostatnio temperatury znacznie podskoczyły, słońce już powoli przygrzewa i ma się większą ochotę wyjść z domu. Oznacza to oczywiście wiosnę i czas na podsumowanie zimowych ulubieńców!

 

Kosmetyki

 

Zaczynamy od kosmetyków, bo to one są moim głównym blogowym tematem. Zima to czas, gdy zmieniam sporo w swojej pielęgnacji: oczyszczanie jest delikatniejsze, wybieram bardziej emulsyjne formuły, które łagodniej obchodzą się ze skórą i pozostawiają na niej przyjemną, minimalną warstewkę. Skóra  jest idealnie gładka i aksamitna, a zarazem oczyszczona. Takim produktem tej zimy była dla mnie emulsja oczyszczająca White Agafia w wersji do 35 lat (porównywarka cen). Producent oferuje też wersje 35-50 lat oraz 50, gdzie składy różnią się tak naprawdę 3 ekstraktami. Kolejnej zimy na pewno wypróbuję następną z nich i zrobię małe porównanie ich działania, choć podejrzewam, że ewentualne różnice mogą być znikome.

Oprócz łagodności podczas oczyszczania, stawiam także na porządną dawkę odżywienia i okluzji, by zatrzymać wodę w naskórku, a także ochronić ją przed wpływem środowiska. Wygładzające serum Figa od polskiej marki Mokosh (porównywarka cen) jest mieszanką olei i ekstraktów roślinnych, która pozostawia na skórze taki ochronny film, a po przebudzeniu kolejnego dnia nadaje cerze cudowną gładkość i jedwabistość. To prawdziwy efekt wow, który warto sobie zafundować np. na dzień przed jakimś większym wyjściem. O długoterminowym działaniu serum napiszę więcej, kiedy skończę buteleczkę, a niestety już dobijam dna oraz terminu ważności.

Ustom funduję podobną, olejową warstwę pielęgnacyjną, a jeśli dodatkowo ma ona jakiś kolor, to jest idealnie! Połączeniem obu jest pomadka ochronna Felicea w wersji damskiej (porównywarka cen) z różowym pigmentem. Chroni usta, a do tego nadaje im bardzo naturalny, delikatny odcień różu. Wydaje mi się, że większości cer nada świeżości i młodzieńczego uroku.

Oczywiście nie zapominam i o reszcie ciała. Moim ulubionym rodzajem peeligów są cukrowe, bo uważam stopień siły tarcia i złuszczenie uzyskiwane przy pomocy drobinek cukru za wprost idealnie dostosowane do potrzeb mojej skóry. Peeling modelujący Ecolab (klik) zawierający liczne ekstrakty z glonów pięknie, świeżo pachnie rozmarynem podczas wykonywania masażu peelingującego i pozostawia oczyszczoną, stonizowaną i w pewnym stopniu napiętą skórę. Jeśli w ten sposób można interpretować jego działanie modelujacę, to tak, peeling rzeczywiście modeluje 😉

Jeśli chodzi o włosy, to kiedy ostatnio prawie skończyły mi się wszystkie produkty, koleżanka odlała mi próbkę odżywki nawilżającej dla każdego rodzaju Anwen bez (porównywarka cen). Spodobała mi się na tyle, nawilżając i wygładzając włosy, że kupiłam pełnowymiarowe opakowanie, dodając do zamówienia jeszcze wersję emolientową do włosów średnioporowatych. Jak już je zużyję, na pewno przygotuję dla Was recenzję porównawczą.

 

Rozrywka

 

 

Podobnie jak jesienią, ponownie było mi bardzo trudno wybrać film do zestawienia i tym razem nie mam nic typowo fabularnego. Proponuję za to dokument muzyczny, czyli coś, czego zupełnie bym się nie spodziewała w swoich ulubieńcach. O ile muzyki słucham nieustannie, to nie przepadam za dokumentami. Foo Fighters: Back and Forth zaczęłam oglądać z sympatii do zespołu i było to nietypowe przeżycie. Przez półtorej godziny śledzimy losy lidera zespołu, który zaczynał jako gitarzysta Nirvany, a potem po tragedii próbował się pozbierać i pomimo społecznych oczekiwań, stworzyć coś własnego. Oglądanie tego od środka, powstawanie ich muzyki i życia muzyków było dla mnie fascynujące. Nawet jeśli nie przepadacie za dokumentami, to mimo wszystko polecam Wam obejrzeć film o Foo Fighters, dostępny m.in. na Netflixie.

Kolejna polecajka to tym razem animowana krótkometrażówka nominowana w tym roku do Oscara w tej kategorii. Bao widziałam chyba ze trzy razy 🙂 Po pierwszym obejrzeniu przez dłuższy moment się zastanawiałam, co to właściwie było i czy ma jakikolwiek sens. Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, jak bardzo smutna i bardzo prawdziwa to była opowieść. Napiszę tylko, że opowiada o kobiecie, której pewnego dnia podczas przygotowania bao, jeden pierożek ożywa i zaczyna spędzać z nią czas. Ta traktuje go jak swoje dziecko, a ono powoli dorasta. To zaledwie 8 minut, które warto poświęcić. Nawet jeśli nie spodoba Wam się tak jak mnie, to nie stracicie dużo czasu. Gdybyście się zdecydowały na obejrzenie lub już widziały animację, koniecznie dajcie znać, co sądzicie 😉

Na koniec zostawiłam sobie serial z jedną z moich ulubionych aktorek, Amy Adams. Serial jest ekranizacją kolejnej powieści Gillian Flynn, po Gone girl, czyli Zaginionej dziewczynie. Ostre przedmioty (Sharp objects) śledzi historię trzydziestoletniej dziennikarki, która wraca w swoje rodzinne strony, by opisać serię morderstw z okolicy. Z rodziną wiążą się jej największe traumy, które po kolei widzimy na ekranie, a wszystko to w dusznej, ciężkiej, małomiasteczkowej atmosferze, gdzie wszyscy mają swoje tajemnice i żyją w wygodnych niedopowiedzeniach.

Kiedy myślę o głównej bohaterce, to zadaję sobie pytanie, czy to możliwe, by jedną osobę spotkało aż tak wiele nieszczęść. Mój mąż natomiast miał po serialu koszmary. Prawdopodobnie brzmi to jak słaba zachęta, ale już dawno nie widziałam tak dobrego serialu. Gra aktorska dwóch głównych postaci damskich jest mistrzowska, klimat miejsca przytłaczająco rzeczywisty, a historia nie ma happy endu – bo jak mogłaby mieć, kiedy całość bazuje na tragedii wielu osób. Serial jest ciężki, trudny w odbiorze i dający do myślenia. Domyślam się, że nie każdy lubi tak ciężki klimaty, ale jakość Sharp objects sama się broni, tak że polecam chociaż spojrzeć na pierwsze odcinki i sprawdzić, czy to coś dla Was.

 

Moda

 

Trochę będę tęsknić za zimą ze względu na te długie, wieczory spędzane przy serialach wymieniane powoli na wyjścia w ciepłe już dni, ale także ciepłe swetry, które odłożyłam na dno szafy. W ciągu kilku ostatnich miesięcy częściej odwiedzałam second handy, w których znalazłam m.in. kilka wełnianych swetrów stanowiących dużą część mojej zimowej garderoby. Świetne składy materiałowe i wysoka jakość, co można ocenić po stopniu zużycia konkretnych elementów, przy cenach rzędu kilku złotych, to naprawdę dobry powód, by spróbować swoich sił w tego rodzaju zakupach. Wiem, że nie każdy lubi ciucholandy, bo to dość specyficzna atmosfera, zapach i samo doświadczenie. Mimo wszystko zachęcam do spróbowania – może Wam się spodoba, a przy tym nie obciążycie za bardzo portfela.

 

A jacy byli Wasi ulubieńcy tej zimy?

 

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments