Do 3 razy sztuka? Nie w tym przypadku! To była moja trzecia wyprawa do Hiszpanii i na pewno nie ostatnia. Na studiach byłam na praktykach na Minorce i na krótkim wypadzie do Barcelony, ale niestety za wiele z niej już nie pamiętam, więc wypada to powtórzyć. W zeszłym roku wybrałam się do Madrytu (przeczytaj o wycieczce) i okolic, w tym Toledo (przeczytaj o wycieczce), a tym razem opowiem Ci o fragmencie Andaluzji.
SPIS TREŚCI
Jak dotrzeć do Andaluzji
Ja leciałam z lotniska Chopina w Warszawie linią Wizzair, ale widziałam, że można dolecieć też m.in. z Gdańska, czy Krakowa. Lotnisko w Maladze nie jest bardzo dużo i znajduje się całkiem niedaleko miasta. Można do niego dojechać autobusem lub pociągiem linią C1 – dojazd do centrum na Centro Alameda w kwietniu 2025 kosztował 2,3 euro.
Sama jechałam taksówką, którą dostałam w cenie mieszkania na Bookingu. Mieszkanie było świetnie zlokalizowane w centrum, ale nie będę go polecać ze względu na mizerną czystość i cienkie ściany.
Zwiedzamy Malagę w 2 dni
Lokalizacja mieszkania w centrum była świetną bazą wypadową do zwiedzania miasta. Centrum jest przepełnione turystami (w tym sporo z nich to Polacy), a na każdym rogu znajdziemy restauracje i kawiarnie.
Wszędzie miałyśmy blisko pieszo, a dalej można było się dostać oddalonymi o kilka minut autobusami. Wykupiliśmy kartę autobusową (tarjeta de transporte), którą można doładowywać pojedynczymi biletami lub pakietami po 10. Pakiet wychodzi taniej i może korzystać z niego kilka osób. W 2025 koszt karty to 1,9 euro, a 10 biletów 4,2 euro.

Zwiedzanie zaczęłyśmy od spaceru na zamek Gibralfaro. Trzeba się do niego wspiąć drogą wijącą w górę. Nie jest specjalnie trudna, ale polecam wybrać się we wcześniejszych godzinach, bo później są tłumy, a słońce potrafi dogrzać. Po drodze są punkty widokowe (mirador) – warto zatrzymać się zwłaszcza na pierwszym, z którego widać port, morze, część miasta i arenę walk byków.
Po wejściu na Gibralfaro zaskoczyło mnie, że nie znajduje się tam zamek, jakiego się spodziewałam. Pośrodku placu mamy centrum historyczne, a główne przejście robimy po murach, z których widzimy tereny wokoło.

Drugą część kompleksu stanowi twierdza Alcazaba znajdująca się u podnóża wzgórza z zamkiem. Razem stanowiły silną fortyfikację trudną do zdobycia. Hiszpanie odbijali ją z rąk arabów przez kilka miesięcy.
Na Alcazabę składają sie mury skrywające ogrody i mauretańskie pałacyki pełne charakterystycznych łuków, kolumn i bogatych rzeźbień. Najlepiej kupić wspólny bilet na obie atrakcje, który mnie kosztował 5,5 euro.

Z murów widać też Teatro romano, czyli pozostałości rzymskiego teatru, który został przypadkowo odkryty podczas prac ogrodniczych w latach 50.

Po przejściu przez te historyczne miejsca, znajdujemy się prawie nad wodą. Można wtedy wybrać się na nadmorski spacer. Idąc w stronę latarni mijamy cały ciąg sklepów i restauracji, żeby dotrzeć na piaszczysta plażę lub kontynuować spacer przez wysunięty głebiej cypel. Dosłownie w moment wymieniamy historyczny klimat na typowo wakacyjny.
Zdecydowaliśmy się na podobny spacer o zmierzchu kolejnego dnia. Port jest ładnie oświetlony i pełen ludzi. Przypadkiem trafiliśmy także na chrzest statku wycieczkowego. Pierwszy raz widziałam statek długości ponad 300 metrów mieszczący 4 tysiące pasażerów! Towarzyszył temu koncert i fajerwerki, więc widoki były tym ciekawsze.
Ważnym punktem na mapie Malagi jest muzeum Picassa. Artysta pochodził z Malagi i jego rodzina chciała, by większośc prac znalazła się właśnie tutaj. Muszę przyznać, że zwiedzanie tego muzeum było dla mnie fascynujące! Pierwsze dzieła Picassa wyglądały zupełnie “normalnie”, z czasem nabierając zupełnie innego kształtu. Tworzył w wielu stylach oraz próbował przez swe długie życie wielu rzeczy: malował, rzeźbił, pisał wiersze, projektował kostiumy, tworzył w drewnie i metalu. Można by powiedzieć, że przeżył wiele artystycznych żywotów, a muzeum jest tego testamentem.
Polecałabym kupić bilety do muzeum kilka dni wcześniej, bo już od rana ustawia się kolejka. Lepiej zrobić to też online, bo osoby czekające bez biletu i tak są nakłaniane do wejścia na stronę i zakupu w ten sposób. To koszt około 13 euro, a na zwiedzanie należy poświęcić minimum godzinę – jeśli lubisz sztukę, to 2 mogą nie wystarczyć.
Drugie muzeum, jakie odwiedziłam, to muzeum Malagi. Dla obywateli Unii jest darmowe. Akurat trafiłyśmy na czasową wystawę poświęconą rodzinie królewskiej z okazji dziesięciolecia panowania. Poza tym w budynku mieści się piętro archeologiczne oraz malarstwa. Całość zajęła nam około godziny, ale można by tam spędzić więcej.
Nie wszystko interesowało mnie na tyle, że chciałam wejść i to obejrzeć. Kiedy koleżanka zwiedzała katedrę, ja wybrałam się na zakupy. Chciałam przyjrzeć się większej liczbie hiszpańskich kosmetyków – wśród hiszpańskich marek znanych w polsce znajduje się m.in. Sesderma, Isdin i Heliocare z filtrami SPF, czy Niche Beauty Lab z markami Acnemy, Theramid i Transparent lab. Co ciekawe, w sieciówce Primor znalazłam sporo polskich marek, jak Bielenda, Ziaja, Nacomi, czy Delia. Z koleżanką przeszłyśmy się też przez Mercado central wypełnione stanowiskami ze świeżymi rybami, owocami i wieloma innymi produktami.
Tak się złożyło, że gdy byłyśmy w Maladze w pierwszej połowie kwietnia, tam już przygotowywano się do Wielkiego tygodnia. Już w poprzedzającym go tygodniu ustraja się balkony i całe ulice, po których odbywają się procesje. Wybrałyśmy się na takie małe przeniesienie figur z kościoła do zakonu obok, któremu towarzyszyły śpiewy i tłumy zalegające ulice. To także ciekawe doświadczenie.

Kulinarna przygoda w Maladze
Nie jestem specjalnie zachwycona restauracjami, gdzie trafiliśmy, choć wybierałam je po opiniach. W Madrycie pierwsza restauracja podała mi przepyszna paellę, z którą tutaj nic nie mogło się równać podczas całego wyjazdu. A oto, co jadłyśmy.
Pani opiekująca się wynajętym przez nas mieszkaniem poleciła nam tapasy w Casa lola. Zdecydowałyśmy się tam na pinchos Chupadedos z grzybami, krewetkami, jamon serrano i aioli (akurat to było chyba najciekawsze), z łososiem i z carpaccio z ośmiornicy. Okazało się, że to pojedyncze kanapeczki na plasterku bagietki po 2-4 euro za sztukę, więc moim zdaniem całkiem drogo. Spróbowaliśmy też patatas bravas z sosem (całkiem ciekawy, lekko pikantny) oraz tortillitas de camarones, czyli placek pszenny z krewetkami – był czuć krewetki, ale placek okazał się mały, cienki i dość mocno tłusty. Pierwsze miejsce zostawiło mnie z mieszanymi odczuciami.
Jeden z obiadów zdjadłysmy w Lo gueno meson. Zamówiłyśmy bakłażana nadziewanego mięsem do podziału – smakował mniej więcej jak można się spodziewać. Ja skusiłam się na krewetki pil pil i to był błąd. Czytałam, że to regionalna potrawa, a chciałam spróbować chociaż kilku. Okazało się, że dostałam naczynie z paroma krewetkami dosłownie pływającymi w oleju. Krewetki okazały się tłustej i praktycznie bez smaku, chociaż teoretycznie powinno być czuć czosnek i ostrą papryczkę. Zanim ktoś zarzuci mi, że nie wiem co zamawiałam – po zdjęciach nie spodziewałam się, że dostanę miskę oleju bez smaku. Najsmaczniejsze było danie koleżanki – mięsne kule z jamon iberico z sosem grzybowym i ziemniakami. Sama rzadko jem mięso, a tutaj było miękkie i przyjemnie przyprawione. Muszę jeszcze wspomnieć, że restauracja dolicza na rachunku pieczywo, które stoi na stole – nie ważne jeśli się go nie dotknie.
Najbardziej smakowała mi opcja meksykańska w postaci takosów w TKO Malaga. Zamówiłam 5 pierwszych z menu: 1 z wieprzowiną, ananasem, cebulą i kolendrą, 1 z cielęcina, cebulą i kolendrą, 1 z marynowaną wieprzowiną i fioletową cebulką, 1 z kurczakiem na ostro i 1 z cukinią w pomidorach. Całość dostajemy z limonką, która fajnie dodaje smaku. Kurczak okazał się dość ostry, cukinia trochę a la nasze polskie leczo, a wieprzowina z ananasem zaskakująco ciekawa. Taki zestaw do jedynie 5 euro i warto go spróbować.
Oczywiście nie mogło też zabraknąć kawy. Wybrałam się do mocno polecanej kawiarni Kima Coffee, gdzie wypiłam latte na mleku owsianym. Rzeczywiście było bardzo dobre. Zamierzałam tam jeszcze wrócić, bo ciekawiło mnie niebieskie latte widziane na ich profilu na Google maps, ale niestety nie było go w menu na miejscu.
Kolejną kawę wypiłam w Tejeringo’s coffee, cappuccino na sojowym. Niestety nie będę jej polecać, podobnie jak churros. To było moje kolejne podejście do hiszpańskiego specjału, ale ponownie nieudane, bo zdecydowanie zbyt tłuste.
Wycieczka do Granady na 1 dzień
Podobnie jak podczas pobytu w Madrycie, chciałam się wybrać gdzieś jeszcze poza miasto. Bardzo kusiła mnie Ronda, ale że koleżanka już tam była, postawiłyśmy na Granadę. Niestety nie udało nam się kupić biletów do Alhambry – najlepiej robić to ze sporym wyprzedzeniem, ale i tak pojechałyśmy do miasta.

Z Malagi do Granady można się dostać samochodem, pociągiem lub autobusem. Pociąg to szybsza, ale znacznie droższa opcja. Autobus kosztował nas 30 euro za osobę, a czas przejazdu z dworca autobusowego (około 20 minut od centrum) to od 1h 45 min do 2h 15 min. Z dworca w Granadzie też trzeba jeszcze podjechać do centrum i to kolejne 15-20 minut. Jeśli też chcesz zrobić podobną wycieczkę, zaplanuj sobie na nią cały dzień – my wyjeżdżałyśmy po 8 z Malagi, a wracałyśmy koło 22.
Skoro nie udało nam się kupić biletów do Alhambry, postanowiłyśmy się wybrać na wzgórze Sacromonte. Linią turystyczną C34 (bilet około półtora euro) z Plaza Nueva pojechałyśmy do Abadia del Sacromonte, czyli opactwa z XVIII wieku. Bus jedzie krętymi, wąskimi dróżkami – widoki są piękne, ale momentami każą mocno się trzymać poręczy. Opactwo jest położone dość wysoko i można z niego podziwiać Granadę, w tym zespół pałacowy Alhambry. Samo opactwo ma ładne patio obsadzone drzewkami pomarańczy oraz wiele podziemnych kaplic wykutych w jaskiniowych przejściach. Koszt wejścia to 7 euro.
Powoli zeszłyśmy ze wzgórza w stronę centrum miasta. Obie z koleżanką uważamy, że to był dobry wybór, po pozwolił nam z innej perspektywy spojrzeć na miasto i do tego złapać najlepsze miejsca widokowe. Mijałyśmy muzeum etnograficzne Museo cuevas odtwarzające życie w jaskiniach w dzielnicy Sacromonte – dotarcie wymaga wspięcia się kamienistą, wyślizganą dróżką, więc ostrzegam. Ostatecznie zerknęłyśmy tylko z zewnątrz i nie wchodziłyśmy.
Po drodze plątałyśmy się różnymi uliczkami i chłonęłyśmy atmosferę. Okazało się, że chodniki przy wielu uliczkach są prawie nieistniejące i czasami trzeba dosłownie wkleić się w budynek, żeby nie zostać rozjechanym. Wymagało to oczu dookoła głowy, sporo refleksu i dobrych butów, żeby nie ześlizgnąć się prosto pod koła z wyrobionych płytek i podestów pod budynkami.

Weszłyśmy m.in. do Casa del Chapiz, czyli budynku w stylu mudejar z XVI wieku z zadbanym ogrodem oraz Corral del Carbón, czyli jedynego zachowanego budynku z XIV wieku z czasów ostatniej muzułmańskiej dynastii, która poddała Granadę katolickim monarchom.

W międzyczasie poszłyśmy na kawę w Minuit pan y cafe, czyli kolejne dobre latte na owsianym, a następnie na szybki obiad w Papas Elvira. Zdecydowałyśmy się na wegańską lazanię i bakłażana nadziewanego warzywami. Dania były niedrogie, stosunkowo szybko dostarczone do stolika (to malutkie miejsce) i smakowały całkiem domowo.
Wydaje się, że widziałyśmy niewiele, ale w rzeczywistości zrobiłysmy dośc długą trasę oglądając miasto. Na koniec chciałyśmy jeszcze wejść do ogrodów Carmen de los Martires, ale okazało się, że był zamknięty. Wcześniej jednak natknęłyśmy się na ładny ogród botaniczny przy uniwersytecie. Zmęczone całym dniem zdecydowałyśmy się na nieco wcześniejszy powrót na dworzec. Tuż przy nim jest McDonalds, do którego lubię zaglądac w podróży i porównywac opcje. Ponownie nie znalazłam mleka roślinnego do kawy, za to ceny podstawowych zestawów są podobne do naszych, jeśli nie czasami niższe.
Wypad do Benalmadeny
Podczas zwiedzania Andaluzji wybrałyśmy się też na krótką wyprawę do Benalmadeny. To nadmorska miejscowość położona niedaleko Malagi, z której można się tam łatwo dostać pociągiem lub autobusem.
Szczególnie warto zobaczyć port, który plasuje się wysoko w rankingach najładniejszych portów. Rzeczywiście bardzo dobrze się prezentuje, otoczony niebieskimi murkami i białymi budynkami z uroczymi wieżyczkami. Z portu można zejść na plaże i przespacerować się wzdłuż wody piaskiem lub położoną wyżej ścieżką.
Dalej dociera się do Castillo de el bil bil, czyli czerwonego pałacyku w arabskim stylu. Mieści się w nim obecnie centrum kultury.
Przeszłyśmy się również nad wodą w Parque de la paloma i uliczkami obsadzonymi kolejnymi stylowymi, białymi budynkami. Chciałyśmy się również dostać do zamku Colomares i muzeum Benalmadeny, ale niestety autobus długo nie przyjeżdżał, a na ten wieczór miałyśmy zaplanowaną wcześniej procesję w Maladze.
Podczas wyprawy do Andaluzji również chciałam spróbować kolejnej paelli. Zdecydowałyśmy się z koleżanką na restaurację Taperia la bodeguita i paella mixta, czyli z mieszanką ryb, owoców morza, kurczaka i królika. Poprzednim razem byłam zachwycona morską paellą w Madrycie, więc i tu miałam spore nadzieje. Dostałyśmy całe naczynie do podziału na 2 osoby, ale to, czego było w nim najwięcej, to olej. Kolejne przesadnie tłuste danie, które mnie zawiodło.
Wyjazdowe tipy
Malaga i okolice to przyjazne miejsce na kilkudniowe wakacje – oferuje historyczne zabytki, artystyczne muzea, jak i odpoczynek na plaży. Myślę, że wiosna lub jesień to najlepszy czas, żeby się tam wybrać. Już na początku kwietnia temperatura wynosiła około 22-24 stopni, więc latem musi być trudna do zniesienia.
Na pewno polecam zabrać ze sobą wygodne i sprawdzone buty. Chodniki w Maladze to śliskie płyty, a zarówno w Granadzie, jak i Maladze nieraz się wspinamy. Przyda się także nakrycie głowy, okulary przeciwsłoneczne i krem z filtrem. Wiele opcji znajdziesz na blogu – wyszukasz je tutaj (klik).
Pamiętaj też o butelce na wodę z filtrem – wtedy uzupełnisz ją na lotnisku, jak i po drodze na mieście. Od siebie polecam tę – bardzo dobrze mi się sprawdzała. [link afiliacyjny, reklama]
Jeśli masz jakieś pytania, daj znać 🙂
Polecane powiązane treści
czyli Anna Kochanowska – miłośniczka pielęgnacji skóry bazującej na naukowych faktach.
Blog powstał z pasji, która doprowadziła mnie na studia z kosmetologii bioestetycznej i codziennie skłania do zdobywania nowej wiedzy.
Jeśli sama regularnie chcesz dowiadywać się więcej o pielęgnacji, kosmetykach i akcesoriach, które Ci w niej pomogą, zaglądaj na annemarie.pl!