Peeling do ciała nie musi być tak delikatny jak ten do twarzy i przy tym produkcie lubię testować wszelkie dostępne opcje: solne, cukrowe, z nasion, czy pestek, podczas gdy nie mogę pozwolić sobie na taką dowolność w kwestii produktów do cery wrażliwej. Powoli jednak wyłania się tu mój faworyt co do formuły – zgadniecie jaki?
No dobrze, to od razu zdradzę, że są to peelingi cukrowe zatopione w cięższych, odżywczych formułach. Wielkość złuszczających drobinek jest tu dla mnie idealna, natomiast oleje świetnie regenerują i chronią skórę. Idąc za chęcią nowości, przetestowałam na sobie także peelingi bazujące na soli, a także mielonych pestkach malin. Wszystkie trzy formuły są totalnie różnie, tak jak i ich siła złuszczania naskórka. Myślę, że spośród nich każdy powinien być w stanie wybrać coś, co odpowiadałoby jego skórze. Zapraszam zatem do porównania!
SPIS TREŚCI
Solny peeling do ciała perłowa róża Organic Shop
Peeling solny zastąpił mi cukrowy również pochodzący z Organic Shop, który trafił do moich ulubieńców roku 2017. Pierwszym byłam zachwycona, więc liczyłam na równie wielkie zadowolenie z kolejnego produktu tej marki. Po raz pierwszy miałam okazję wypróbować peeling solny, bo jakoś wcześniej niespecjalnie miałam ochotę odchodzić od już sprawdzonych kosmetyków.
Przyznam, że niestety ta nowość nie przypadła mi do gustu. Jej formuła jest dużo rzadsza od poprzedniczki i daje wrażenie mniejszego skoncentrowania pilingujących drobinek. Same drobinki są też mniejsze – tak jak mniejsze są kryształki solne od cukrowych, ale i ostrzejsze na skórze. Mocno ścierają naskórek, dla mnie zbyt mocno i po chwili już nieprzyjemnie. Dla moich dłoni taki peeling wykonany przy pomocy soli jest zbyt drażniący i po tych kilku minutach odczuwam nieprzyjemne mrowienie.
Sodium Chloride (sól), Glycerin (nawilżająca gliceryna), Cetearyl Alcohol (natłuszczajacy emolient), Butyrospermum Parkii Butter (masło shea), Rosa Damascena Flower Water (hydrolat różany), Citric Acid (kwas cytrynowy, regulator pH), Sodium Benzoate (konserwant), Potassium Sorbate (konserwant), Cocamidopropyl Betaine (substancja myjąca), Aqua, Parfum (substancja zapachowa), Limonene (substancja zapachowa), Linalool (substancja zapachowa), Geraniol (substancja zapachowa), CI 77742 (barwnik)
Oprócz zbyt mocnych drobinek, nie mogę peelingowi odmówić przyjemnego, bardzo delikatnego zapachu i lekkiej, ale dość odżywczej formuły, co zawdzięcza zawartości masła shea, które świetnie uelastycznia i regeneruje skórę, chroniąc także przed stanami zapalnymi czy czynnikami zewnętrznymi. Gliceryna dodatkowo nawilża skórę, a woda różana (Rosa Damascena Flower Water) łagodzi podrażnienia i tonizuje. Składowo nie mam mu nic do zarzucenia, ale u mnie się ta formuła nie sprawdza. Przy tak ostrych drobinkach jest zbyt mało emolientów, które złagodziłyby działanie soli.
Właściwości i zastosowania masła shea
Myślę, że zadowolone mogłyby być osoby lubiące zdzieraki (w delikatnym tego słowa znaczeniu) oraz niezbyt tłuste, bardziej kremowe niż olejowe produkty do ciała. Peeling znajduje się w sporym, 250ml plastikowym słoiczku, a kosztuje zaledwie kilka złotych (porównywarka cen) i co ciekawe, ma certyfikat kosmetyków naturalnych i organicznych Cosmos Natural, o warunkach przyznania którego przeczytasz tutaj.
Warto dać mu szansę chociażby w ramach ciekawostki, jeśli jeszcze nie miałyście okazji próbować peelingów solnych. U mnie zdecydowanie wygrywają tutaj peelingi cukrowe, szczególnie mój wspomniany już ulubieniec właśnie z Organic Shop – świetny, niedrogi i pięknie pachnący.
Peeling do ciała – do masażu – pestki maliny arktycznej Bania Agafia
Rosyjska Bania Agafia to marka, z której przetestowałam do tej pory najwięcej kosmetyków, a tylko dochodzą kolejne 🙂 Zdecydowanie zachęcają tutaj przyjemnie składy oraz niskie ceny i dobra dostępność produktów. Peeling z pestkami maliny arktycznej spełnia wszystkie te kryteria. Kosztuje podobnie jak ten solny (porównywarka cen) z Organic Shop, z tym że tutaj pojemność wynosi 100ml i opakowanie to saszetka podobna do znanej z ich maseczek (recenzja dwóch z nich).
Formuła tego peelingu jest jeszcze inna niż cukrowego i solnego. Przypomina mi bardziej żel, niż balsam czy krem, gdzie zawieszono zmielone drobinki pestek malin. Te są delikatne dla skóry i nie wywołują przesadnego uczucia tarcia, które mogłoby w pewnym momencie stać się nieprzyjemne. Jest znacznie słabsze niż w przypadku cukru, czy tym bardziej soli, co również może być dla niektórych minusem.
Każda z nas ma nieco inne preferencje czy próg bólu, więc i odczucie podczas peelingu będzie odrobinę inne. Dla mnie pestki maliny byłby trochę za słabe jako forma scrubu do ciała. Sól za mocna, pestki za słabe – wydziwiam? Cóż, skóra ciała też ma prawo do swoich kaprysów i kaprysem mojej jest cukier 😀
Aqua, Lauryl Glucoside (substancja myjąca), Carbomer (substancja konsystencjotwórcza), Potassium Hydroxide (regulator pH), Calendula Officinalis Flower Oil (olej z nagietka), Rubus Idaeus (Raspberry) Seed Powder (pestki arktycznej maliny), Hippophae Rhamnoides Seed Oil (olej z pestek rokitnika),Pinus Sibirica Seed Oil (olej cedrowy), Polyethylene (substancja ścierna), Organic Amaranthus Caudatus Seed Oil (olej z szarłatu), Organic Chamomilla Recutita Flower Oil (olej z rumianku), Parfum (substancja zapachowa), Tocopherol (witamina E), Benzyl Alcohol (konserwant), Benzoic Acid (konserwant), Sorbic Acid (konserwant), Citric Acid (regulator pH)
Peeling jest w delikatnym, różowym odcieniu i pachnie delikatnie owocowo. Bazuje na słabej substancji myjącej i kilku olejach o właściwościach odżywczych, regenerujących (nagietek, rokitnik), czy tonizujących (cedr) i łagodzących (rumianek). Formuła jednak zupełnie nie jest tłusta, a bardziej żelowa i lekka. Ścierne drobinki stanowią wspomniane pestki malin, którym towarzyszy polietylen, który jednak może być drażniący dla skóry i szkodliwy dla środowiska, podobnie jak regulujący pH kosmetyku wodorotlenek potasu (Potassium Hydroxide). Poza tym nie mam zastrzeżeń co do składu.

Oba peelingi są ciekawymi opcjami, jednak dla zupełnie różnych osób. Solny ściera mocno, ale zostawia na skórze tłustawą warstewke, która chroni ją po usunięciu wierzchniej warstwy naskórka, podczas gdy malinowy jest o wiele delikatniejszy, ale też po fakcie nie pozostawia żadnego dodatkowego efektu ponad usunięcie martwego naskórka.
Ja po tej przygodzie wracam do peelingów cukrowych, chociaż nie wykluczam kolejnych prób z nowymi kosmetykami bazującymi na innych substancjach ścierających, jeśli skład będzie dla mnie wystarczająco ciekawy. Jeśli zaciekawił Was któryś z opisywanych produktów, jak najbardziej możecie po nie sięgnąć. Dajcie znać, czy miałyście już z nimi do czynienia albo planujecie zakup 🙂
Polecane powiązane treści
czyli Anna Kochanowska – miłośniczka pielęgnacji skóry bazującej na naukowych faktach.
Blog powstał z pasji, która doprowadziła mnie na studia z kosmetologii bioestetycznej i codziennie skłania do zdobywania nowej wiedzy.
Jeśli sama regularnie chcesz dowiadywać się więcej o pielęgnacji, kosmetykach i akcesoriach, które Ci w niej pomogą, zaglądaj na annemarie.pl!