Nie wiedziałam czego się spodziewać po książce założycielki marki kosmetycznej. Obawiałam się, że może być to zawoalowana promocja jej produktów, ale Rytuał piękna okazał się przyjemnym miniporadnikiem.
Doceniam piękne przedmioty, a ta książka jest chyba najpiękniej wydaną z ostatnio przeze mnie widzianych. Twarda okładka jest w kilku pastelowych kolorach i odcieniach, które się przenikają. Wewnątrz znajduje się wiele ilustracji w japońskim stylu – od gejsz i roślinności, aż po japońskie pismo. To estetyczna gratka i jasny punkt wyróżniający się na rynku wydawniczym, szczególnie jeśli chodzi o ten gatunek.
Rytuał gejszy liczy zaledwie 120 stron, z czego wiele to wspomniane ilustracje. Treści nie ma dużo, więc czytanie idzie bardzo szybko. Ja podzieliłam je sobie na kilka razy, ale myślę, że wystarczyłby jeden wieczór. Jak na tak krótki poradnik, wtłoczono w niego sporo różnorakich informacji, chociaż niektóre z nich ewidentnie są zaledwie muśnięte i o każdej można by napisać oddzielny poradnik.
Autorka, Victoria Tsai, jest założycielką marki Tatcha opierającej swoje produkty na naturalnych składnikach. Jej nazwa pochodzi od tatchibany, formalnego stylu aranżacji kwiatów. Tsai zmagała się ze stanami zapalnymi skóry, z którymi nie mogła sobie poradzić. Jej książka opowiada o podróży, którą odbyła od momentu walki ze swoją skórą, do poznania jej potrzeb, naturalnych remediów gejsz oraz założenia firmy kosmetycznej.
To właśnie gejsze były dla niej inspiracją i źródłem wiedzy, którą teraz przekazuje w poradniku. Gejsza jest osobą zajmująca się sztuką, kobietą pełną gracji, mogąca się poszczycić piękną cerą pod warstwą teatralnego makijażu. Za stan jej skóry odpowiadają cztery etapy rytuału, które Tsai po kolei opisuje:
- oczyszczanie, które jest często bagatelizowane
- złuszczanie
- tonizowanie przygotowujące skórę na dalszą pielęgnację
- odżywianie i nawilżanie
Przy każdym etapie otrzymujemy garść informacji, dlaczego jest on ważny i jaki składnik warto w niego włączyć. Porady są dość ogólne i żadna nie była dla mnie nowością – sądzę, że dla nikogo nie będzie. Momentami pojawiają się drobne niedopowiedzenia, które mogą jednak mylić – przykładowo do oczyszczania najlepiej używać olei, które pod wpływem wody zamieniają się w mleczną emulsję, ale informacji, że aby się tak stało jest potrzebny emulgator już nie znajdziemy. Zastanawia mnie też nazwanie drugiego etapu złuszczaniem, bo jednak jest to dość inwazyjny zabieg, przynajmniej w naszym polskim rozumieniu, a tutaj zaleca się je wykonywać dwa razy dziennie, chociaż delikatnym preparatem.
mimo, że nałożenie esencji trwa tylko 7 sekund, ta czynność przypomina mi o tym, że wiele ważnych rzeczy w życiu wydarza się w ciągu krótkich chwil
W drugiej części Tsai pokrótce charakteryzuje rodzaje skóry oraz sugeruje zrobienie testu przy pomocy bibułki, by określić swój. Rady tu zamieszczone są bardzo podstawowe (jak nawilżanie czy unikanie silnych substancji), a dużo ciekawszy podział znajduje się w kolejnej części. To oczywiste, że myślimy w kategoriach typów czy rodzajów cery, ale już niekoniecznie typów pielęgnacyjnych. Tak jak każda cera jest inna, nasze osobiste, pielęgnacyjne preferencje także mogą się różnić – od minimalistek przywiązanych do kosmetyku przez całe życie, po testerki lubujące się w wielu etapach czasochłonnej pielęgnacji.
Autorka porusza temat ochrony przed słońcem, tłumacząc oznaczenia filtrów oraz budowy skóry wskazując na zmieniający się z wiekiem cykl jej złuszczania. Ciekawym fragmentem są opisy konkretnych roślin, ich zastosowania i działania w pielęgnacji. Niektórych roślin nie znałam, więc była to dla mnie nowość, natomiast w pewnych punktach nie mogę się zgodzić z poradą – np. używanie oleju makadamia jako niepowodującego zaskórników, a są lżejsze opcje. Równie interesujący jest fragment przedstawiający dwie metody masażu, które każda z nas z łatwością może wykorzystać samodzielnie.
Na koniec dowiadujemy się w kilku słowach o japońskiej diecie, w której popularne są składniki, które można także wykorzystać w swojej pielęgnacji – Tsai podaje swoje dwa ulubione przepisy na dania. W ostatnim rozdziale porusza jeszcze kwestię duchowego piękna i przekazuje kilka wskazówek gejsz. Najbardziej chyba przemawia do mnie “wabi sabi”, czyli piękno tego co niedoskonałe. Polecam nieco o tym poczytać, bo powoli staje sie to międzynarodową ideą, np. w architekturze.
Rytuał gejszy to niewielka książka, która stara się poruszyć wiele kwestii. Jak najbardziej przekonuje mnie idea, że pielęgnacja skóry powinna wywodzić się z troski o nią, a nie być nieustannie toczoną walką z jakimś problemem. Tsai pokazuje, że starzenie się jest postrzegane w Japonii jako naturalny proces, podczas którego pielęgnacja ma na celu piękną skórę w każdym wieku, nie wygląd nastolatki do końca swoich dni. Na to wszystko składa się multum czynników, które są pokrótce wspomniane w poszczególnych rozdziałach. Ja czytałam je z przyjemnością, chociaż nie doznałam specjalnych zaskoczeń.
Ujęło mnie w niej prezentowane podejście oraz ogólna lekkość lektury. Pomimo drobnych wad, a także w duchu wspomnianego wabi sabi, mogę polecić rytuał gejszy jako książkę na popołudnie przy herbacie. Kupicie ja m.in na stronie wydawnictwa Znak, od którego dostałam ją do recenzji za około 22 zł.
Polecane powiązane treści
czyli Anna Kochanowska – miłośniczka pielęgnacji skóry bazującej na naukowych faktach.
Blog powstał z pasji, która doprowadziła mnie na studia z kosmetologii bioestetycznej i codziennie skłania do zdobywania nowej wiedzy.
Jeśli sama regularnie chcesz dowiadywać się więcej o pielęgnacji, kosmetykach i akcesoriach, które Ci w niej pomogą, zaglądaj na annemarie.pl!
Ciekawa pozycja. Cena też przystępna. Może kiedyś zakupię i poczytam jak będę mięc więcej czasu.
Mogę Ci kiedyś pożyczyć 🙂