Tym razem na moje pytania zgodziła się odpowiedzieć pani kosmetolog, która jest fanką naturalnych kosmetyków i sama je tworzy! W wywiadzie dzieli się wiedzą m.in. o tworzeniu swojej marki oraz kosmetyku od zera – to mega ciekawe, więc koniecznie przeczytaj do końca 🙂
Cześć, nazywam się Agnieszka, jestem magistrem kosmetologii i producentką kosmetyków Moistry.
W stworzenie marki włożyłam całe swoje serce, które doskonale zna problemy i potrzeby osób świadomych. Wieloletnie eksperymenty w laboratorium w połączeniu z moim wykształceniem i pracą w salonie kosmetycznym, pozwoliły mi w odpowiedzialny sposób stworzyć skuteczne produkty.
Każdy z moich kosmetyków tworzę własnoręcznie. Do każdego produktu przykładam się z należytą starannością i dzięki temu mogę zagwarantować ich jakość i wykończenie. Jako kosmetolog, stawiam sobie za punkt honoru efekt końcowy oraz bezpieczeństwo, aby mieć pewność, że w Twoje ręce trafiło coś wyjątkowego.
1. Opowiedz o powstaniu Moistry. Jak to się zaczęło? Dlaczego kosmetyki naturalne? Chyba na kosmetologii nie zwraca się tak uwagi na naturalność produktów?
To bardzo długa historia. W telegraficznym skrócie mogę powiedzieć, że trądzik, z którym sama walczyłam przez prawie całe moje życie stał się powodem, dla którego stworzyłam Moistry.
Już w szkole średniej całymi dniami ślęczałam nad książkami, badaniami, artykułami, szukając rozwiązania problemu z którym żaden dermatolog (jakiego odwiedziłam) nie był w stanie sobie poradzić bez kuracji izotretynoiną. Moja wiedza na temat trądziku rosła, ale wraz z nią rósł mój głód, żeby wiedzieć więcej. Przyszedł czas wyboru kierunku studiów i właściwie nie zastanawiałam się długo – to musiała być kosmetologia.
Na studiach licencjackich przeszła mi przez głowę myśl, że byłoby ekstra stworzyć samemu jakieś mazidło, które mi pomoże. Metodą prób i błędów udało mi się stworzyć formułę, która ładnie łagodziła objawy mojego trądziku.
Kolejne lata studiów mijały, a ja cały czas udoskonalałam swoją recepturę i dzieliłam się moim wyrobem ze znajomymi. Trafiło się też parę zleceń pt. “zrób mi krem na X, bo potrzebuję, a nic mi nie pomaga”. No i pewnego razu, na randce z mężem usłyszałam od niego, że skoro wciąż narzekam na składy kosmetyków w drogeriach, robię niektóre kremy sama, to może warto byłoby podzielić się tym z większą liczbą ludzi niż tylko ze znajomymi.
Zaczęłam analizować: wiem czego bym potrzebowała, znam technologię tworzenia kosmetyków, wiem jaki sprzęt byłby mi niezbędny, znam prawo związane z wprowadzaniem produktów na rynek, orientuję się jak wygląda proces testowania – jestem gotowa!
Kupiłam całkiem pokaźny zestaw surowców, szkło laboratoryjne, podstawowy sprzęt i zaczęłam zabawę w małego chemika. Przyznam się bez bicia, mój pierwszy krem wyglądał i pachniał jak błotko, a do tego rozwarstwił się po tygodniu. Na szczęście z każdą kolejną próbą było coraz lepiej. Potem przyszedł czas na wynajem mini lokalu pod laboratorium, wysłanie kosmetyków na testy et voilà, oto Moistry 🙂
W kontekście kosmetyków naturalnych, to faktycznie – na studiach nie zwraca się uwagi na naturalność produktów. Ot kosmetyk jak kosmetyk. Co więcej, tworząc swoje pierwsze mazidła sama nie zwracałam jeszcze uwagi na to, aby składy były jak najbardziej naturalne. Dopiero po wielu próbach i błędach doszłam do wniosku, że to właśnie naturalne produkty służą mi najbardziej.
Od tego czasu stawiam na naturalne składy i w mojej kosmetyczce próżno szukać innego rodzaju produktów. Dla mnie najważniejsze jest działanie, a nie odczucia organoleptyczne, świetny zapach czy jedwabista konsystencja, a że miałam potworny problem z trądzikiem, to jestem wyczulona na pewne zbędne substancje.
2.W jakim stopniu w tworzeniu kosmetyków pomaga Ci wiedza zdobyta na kosmetologii? Ma zastosowanie na co dzień? Jak bardzo studia ukształtowały Twoje myślenie?
Myślę, że w kontekście zdobytej wiedzy i jej przydatności podczas tworzenia kosmetyków najlepiej byłoby mówić osobno o studiach licencjackich i magisterskich, bo z perspektywy czasu mogę z pełną stanowczością powiedzieć, że licencjat i magisterka przygotowują do zupełnie różnych miejsc pracy.
Studia licencjackie były bardzo dobrym przygotowaniem do zawodu kosmetologa w salonie. Oczywiście, miałam na studiach licencjackich przedmioty związane z surowcami kosmetycznymi, czy też biochemią. Mam jednak wrażenie, że nacisk kładziony był na praktyczne przygotowanie do zawodu, czyli głównie wykonywanie zabiegów i rozumieniu funkcjonowania skóry.
Studia magisterskie, to już zupełnie inna bajka. Tutaj pojawiło się prawdziwe “mięso”. Przemysłowa technologia kosmetyków, receptura preparatów kosmetycznych, toksykologia, chemia surowców kosmetycznych i wiele innych, superprzydatnych przedmiotów w rękach kogoś, kto chciałby tworzyć własne kosmetyki.
Z ręką na sercu mogę powiedzieć, że gdyby nie studia, to nie potrafiłabym robić tego co robię. Pewnie mogłabym się nauczyć części z tych rzeczy z Internetu, bo zasób wiedzy w sieci jest ogromny, ale trudno jest poznać szerszą perspektywę danego zagadnienia samemu.
Po studiach przeszłam jeszcze szereg dodatkowych szkoleń jak np.: Recepturowanie, etykieta i badania produktów kosmetycznych; Ocena bezpieczeństwa kosmetyków w teorii i praktyce; Badania i produkcja kosmetyków.
Wiedza zdobyta na kosmetologii przydaje się codziennie i jest bardzo pomocna w tworzeniu receptur. Po pierwsze znam funkcjonowanie skóry, rozumiem jej działanie i czego potrzebuje w danym momencie. Zwracam uwagę na to, aby kosmetyk nie zaburzał fizjologii skóry, czyli jej działania i struktury. Nie może naruszać bariery hydrolipidowej, która jest kluczowa, nie może nadmiernie złuszczać, ani zaburzać pH. Po drugie znam właściwości surowców – jakie składniki sprawdzają się przy konkretnych rodzajach cery i typach skóry.
3. Mogłabyś nieco przybliżyć nam proces powstawania kosmetyków – formułowania, wytwarzania, jak to jest też od strony formalnej? Myślę, że sporo osób to ciekawi!
Trzeba zacząć od tego, aby podzielić cały proces na kilka etapów. Zróbmy to! 🙂
Etap 1 – badanie potrzeb
Pierwszy a zarazem najważniejszy etap. Chcąc wprowadzić jakiś produkt na rynek trzeba mieć pewność, albo przynajmniej przekonanie, że będzie on odpowiadał na realne potrzeby klientów. Oczywiście, można produkować kosmetyki tylko dla siebie, nie patrząc na to co dzieje się wokół, ale to byłby chyba kiepski model biznesowy 🙂
W moim przypadku, bardzo dużą rolę odegrało doświadczenie wyniesione z salonów kosmetycznych i najczęstsze problemy, z którymi się spotykałam w codziennej pracy. Jako kosmetolog najczęściej słuchałam o problemach związanych z suchością, naczynkami, trądzikiem, albo oznakami starzenia się skóry.
Etap 2 – szukanie rozwiązania
Mając już określoną realną potrzebę klienta trzeba się zastanowić jak można danemu problemowi zaradzić. Tutaj dużą rolę odgrywa wiedza wyniesiona ze studiów dotycząca działania surowców kosmetycznych i ich połączeń oraz doświadczenie w recepturowaniu.
Często na tym etapie staram się poszukiwać też nowych składników, z których jeszcze nigdy nie korzystałam. Dzięki temu, po pierwsze, jestem na bieżąco z nowinkami w branży, a po drugie mam szansę trafić na surowiec-perełkę, który idealnie sprawdzi się pod nową recepturę.
Etap 3 – szkło w dłoń
Z wstępną recepturą, na której rozpisane mam już stężenia danych składników oraz rozdzielone są fazy produkcji idę do laboratorium i zaczyna się zabawa.
Często jest tak, że coś co teoretycznie, na papierze, powinno wyjść idealnie – finalnie nie zdaje egzaminu. Ba! Mówiąc otwarcie, chyba nie zrobiłam jeszcze nigdy receptury, z której byłabym w pełni zadowolona po pierwszej próbie 😛 Próby, błędy, kolejne podejścia i z każdym razem receptura staje się odrobinę lepsza – lepiej się wchłania, pozbywam się gurdek, lepiej pachnie (nawet sobie nie wyobrażasz, jak niektóre naturalne surowce potrafią, powiedzmy to delikatnie, nie pachnieć :P).
Etap 4 – rodzina i przyjaciele
Przychodzi czas na to, aby poddać nową recepturę krytyce i testom najbliższych. Każdy kosmetyk, z którego jestem zadowolona trafia w ręce kogoś z rodziny, kilku osobom z grupy docelowej oraz staram się też obdarować kilka koleżanek z kosmetologicznym fachem w ręku.
Wynikiem tego etapu często jest powrót do labo i nanoszenie poprawek na recepturę tak, aby uwzględnić jak najwięcej uwag jakie otrzymam.
Etap 5 – wielka próba
Zewnętrzne laboratorium, w którym wykonuję badania wymaga dostarczenia ok. 2 kg produktu. To nie mało! Taka ilość natomiast potrzebna jest aby przeprowadzić na kosmetyku badania mikrobiologiczne, fizykochemiczne, dermatologiczne, aplikacyjne na probantach oraz testy konserwacji i stabilności.
Cały proces trwa około 3 miesięcy, a jego wynikiem jest olbrzymi raport oceny bezpieczeństwa, w którym uwzględnia się dokumentację każdego surowca oraz wyniki badań.
Jest tu też kilka pułapek, w które można wpaść, ponieważ jeśli kosmetyk nie przeszedłby testu konserwacji i trzeba będzie zmienić jego recepturę to praktycznie wszystkie inne badania można wyrzucić do kosza i trzeba zaczynać od nowa.
Etap 6 – formalności
Nie można zapomnieć o projekcie etykiet, które również muszą być zatwierdzone przez Safety Assessora. Na etykiecie część informacji musi się znaleźć obligatoryjnie, lecz są też informacje, czy frazy (znane również jako “claimy”), którymi posługiwać się nie wolno!
Z kompletem dokumentów, mając pewność, że wszystko jest bezpieczne i zgodne z prawem, trzeba zarejestrować kosmetyk w CPNP – międzynarodowej bazie danych, gdzie kompetentne osoby mają nadzór nad wszystkimi wprowadzonymi na rynek kosmetykami.
I tak w wielkim skrócie wygląda proces powstawania kosmetyku 🙂
Powinnam jeszcze dopisać “Etap 0”, czyli co nieco o tym, czego potrzebujemy, żeby w ogóle zacząć, ale nie jest on zawsze wymagany. Już tłumaczę. Chcąc wprowadzić na rynek nowy kosmetyk możemy podjąć się produkcji tego kosmetyku samemu lub zlecić jego produkcję zewnętrznemu laboratorium.
Wybierając opcję “Zosi Samosi” (tak jak to jest w moim wypadku) musimy spełnić kilka wymogów zanim zaczniemy myśleć o własnych kosmetykach. Będziemy potrzebować firmy, czy to w formie jednoosobowej działalności czy też w innej formie prawnej oraz laboratorium, które zostanie “odebrane” (zatwierdzone) przez Państwową Inspekcję Sanitarną.
4. Jaki byłby Twój wymarzony kosmetyk i wymarzony klient?
Chyba naczytałam się science-fiction, bo pierwszą rzeczą o jakiej pomyślałam był kosmetyk, który zawiera w sobie składniki na wszystkie możliwe problemy, a uwalnia do skóry tylko te, których skóra potrzebuje 😀
Wymarzony klient z kolei, to taki, który idealnie rozumie potrzeby własnej skóry. Wg. mnie nie ma złych kosmetyków – są tylko źle dopasowane, ponieważ często klienci nie wiedzą czego potrzebują, a swoje wybory opierają jedynie na treściach reklamowych.
Prowadząc bloga, dzieląc się wiedzą na Instagramie staram się dokładać moją małą cegiełkę do wizji świata pełnego świadomych konsumentów. To byłby świat pełen moich wymarzonych klientów.
5. Jakie są Twoje plany na rozwój marki? Planujesz pójść w stronę jakiegoś konkretnego rodzaju pielęgnacji?
W ofercie Moistry można znaleźć cztery kremy dedykowane konkretnym skórom: suchej, dojrzałej, problematycznej i naczynkowej. Niedawno pojawiła się także pianka do oczyszczania dwuetapowego.
Aktualnie skupiam się na tym, aby móc zaoferować klientom kompleksową i zrównoważoną pielęgnację skóry twarzy. Do mojego małego arsenału potrzebuję więc jeszcze toniku, serum, kremu pod oczy oraz kremu z filtrem. Te kosmetyki już powoli się tworzą. Niektóre są dopiero na etapie konceptu, a niektóre już rozdaję znajomym na pierwsze testy. Nie zdradzę jeszcze, który z brakujących produktów pojawi się na rynku jako pierwszy – niech to pozostanie niespodzianką!
A co dalej?
Na pewno będę chciała zostać w temacie pielęgnacji. Dobrze się w nim czuję. Może pielęgnacja włosów? Kto wie! Ja zawsze lubiłam się uczyć 🙂
Polecane powiązane treści
czyli Anna Kochanowska – miłośniczka pielęgnacji skóry bazującej na naukowych faktach.
Blog powstał z pasji, która doprowadziła mnie na studia z kosmetologii bioestetycznej i codziennie skłania do zdobywania nowej wiedzy.
Jeśli sama regularnie chcesz dowiadywać się więcej o pielęgnacji, kosmetykach i akcesoriach, które Ci w niej pomogą, zaglądaj na annemarie.pl!