Adina Grigore – Szczęśliwa skóra. O książce, trochę o FDA, trochę o INCI. Miszmasz – nie recenzja!

Adina Grigore Szczęśliwa skóra annemarie

Książka Adiny Grigore bardzo długo czekała na przeczytanie. Co jakiś czas mam fazę na zakupy książkowe i wtedy kilka naraz trafia do mojej biblioteczki, a że nadal są w niej nieprzeczytane sztuki, to nowości wpisują się gdzieś w koniec kolejki. No chyba że akurat coś mnie tknie i muszę od razu sięgnąć po ostatni zakup 🙂 Szczęśliwa skóra nie należała do tych wybrańców i musiała poczekać sobie jakiś rok na pierwsze otwarcie. Czy było na co czekać?

Szczęśliwa skóra to 250 stron treści w miękkiej okładce, które czyta się szybko i całkiem przyjemnie. Jej autorka sama miała problemy skórne, z którymi nie mogła sobie poradzić, odstawiła więc kosmetyki i zaczęła eksperymentować w kuchni  z własnymi produktami, a kiedy to jej pomogło, zajęła się doradzaniem innym i sprzedażą swojej linii kosmetycznej oraz jak jak same widzicie, napisaniem książki na ten temat.

Kiedy czytałam początkowe rozdziały wyniku jej twórczości, stwierdzałam, że bardzo podoba mi się holistyczne podejście  do skóry. Na jej stan ma wpływ wszystko: nasze geny, dieta, styl życia, ale także i miejsce zamieszkania. Grigore ma rację również co do tego, że wszechobecne reklamy kosmetyków wywołują w nas ‘skórny wstyd’ – doszukujemy się problemów i próbujemy im zaradzić kolejnymi kosmetykami, podczas gdy nie zawsze to odpowiednie rozwiązanie.

Jako wyjście z sytuacji proponuje prowadzenie dzienników odżywiania i kosmetycznego, by zaobserwować wpływ konkretnych pokarmów oraz produktów na stan skóry i dowiedzieć się, co jej szkodzi, a co pomaga. To coś, co nie kosztuje nas nic ponad poświęcony czas, a może przynieść wymierne korzyści. Autorka w tym miejscu także wspomina co uważa za najcenniejsze produkty spożywcze, a jakich radzi unikać.

Nie zdziwi Was, ani nie będzie spoilerem, że do jednych trafi zielenina, owoce, czy zdrowe tłuszcze, a do drugich smażonki czy alkohol. Trafiła tu też soja, ja jednak mam wątpliwości co do jej szkodliwości na nasz organizm – zawarte w niej fitoestrogeny mają działanie setki razy słabsze niż nasze hormony, z drugiej zaś strony bywają one stosowane w terapiach menopauzy, podczas których przynoszą pozytywne skutki. Nie jest to zatem produkt, którego aż tak bym się wystrzegała.

Podobnie nie mogę się do końca zgodzić z kawą – piramidy żywienia uwzględniają ją jako jeden z napoi, ma ona bowiem sporo cennych właściwości dla organizmu, a dodatkowo wypijana w średniej ilości do 3 filiżanek dziennie wcale nie odwadnia, jak się utarło. Badania na ten temat były dostępne już przed publikacją książki, więc uważam ten element za wprowadzenie w błąd.

Pisząc ostatnie zdania zdałam sobie sprawę, że nie jestem w stanie nazwać tego tekstu recenzją, bo od tego momentu będzie to chyba raczej litania kwestii, w których się z autorką nie zgadzam. Nie chcę zarzucić Was całą listą, ale z drugiej strony wydaje mi się, że dobrze byłoby przedstawić inną opinię niż w książce i wyjaśnić, dlaczego moim zdaniem autorka niekoniecznie może mieć rację.

Nie uważam siebie za największy autorytet w tej kwestii, ale mocno ‘siedzę’ w składach i pielęgnacji od kilku lat, dużo na ten temat czytam i rozmawiam – i nie, nie są to pierwsze lepsze strony internetowe lub gazety, ale źródła naukowe – zatem chciałabym Wam przedstawić swój punkt widzenia na kilka kwestii.

Zanim jednak do tego wrócę, chcę jednak powiedzieć, że autorka pomimo tego robi niezłą robotę w uświadamianiu istnienia innej drogi niż tylko podążanie za reklamami z idealną cerą i wydawaniu fortuny na upiększanie, zamiast zająć się istotnymi aspektami, których dodatkowym bonusem będzie polepszenie stanu cery. Mam tu na myśli oczywiście wspominaną dietę, ale także garść informacji o budowie skóry, istnieniu jej bariery ochronnej, czy groźnych procesach jak stany zapalne, glikacja białek albo powstawanie wolnych rodników, co ma duży wpływ na nasz cały organizm.

Grigore następnie przechodzi do tematu kosmetyków i tutaj opowiada niezwykle interesujące rzeczy o działaniu FDA (Food and Drug Administration) i CIR (Cosmetic Ingredient Review), które zdają się nie mieć w Stanach zbyt wielkiego wpływu na przemysł kosmetyczny i to, co jest dopuszczane do użytku. Brak dokładnej kontroli przed wprowadzeniem produktu na rynek brzmi przerażająco! Z tego, co się orientowałam przygotowując do pisania tego tekstu, rzeczywiście tak to wygląda…

U nas to Unia Europejska zajmuje się regulacjami kosmetycznymi i wydawaniem opinii na temat konkretnych składników. Każdy kosmetyk musi przejść badania mikrobiologiczne, dermatologiczne i inne wymagane dla danego produktu. Wygląda na to, że UE dużo bardziej reguluje tę sprawę, co bardzo mnie cieszy.

Autorka wymienia kilka najgorszych jej zdaniem składników, których kategorycznie powinno się unikać. Co do formaldehydu i jego donorów podpisuję się rękami i nogami, natomiast kilka podanych w tym dziale informacji wygląda myląco. Na liście mamy rakotwórczy azbest, który wg. książki dodawany jest do sypkich kosmetyków do makijażu, dezodorantów oraz zasypek dla dzieci. A więc NIKT specjalnie NIE dodaje do kosmetyków azbestu. Nikt.

Dalej otrzymujemy informację, by szukać go pod nazwą talku i rzeczywiście jest to nieco dyskusyjna substancja, to prawda, że talk bywa nim zanieczyszczony, ale przed jakimkolwiek użyciem jest oczyszczany z możliwych zanieczyszczeń – pytanie tylko, czy rzeczywiście w USA nikt tego nie sprawdza, w przeciwieństwie do Unii? Zajrzałam na stronę FDA pod “Talc” i agencja twierdzi, że wykonywała badania próbek na obecność azbestu, chociaż w bardzo ograniczonym zakresie, więcej nie jestem w stanie ustalić.

Kolejny składnik to ropa naftowa, z której powstają między innymi wazelina czy parafina. Ich cząsteczki są zbyt duże, by zatykać pory skóry, jak mamy podane w książce. Na początku swojej przygody z czytaniem składów też sądziłam, że tak się dzieje, jednak zostałam wyprowadzona z błędu.

Jak najbardziej jestem za świadomym czytaniem INCI, ale niestety trudno o konkretne informacje, czego unikać i z jakiego powodu. Co chwilę pojawiają się nowe badania, za którymi czasem trudno nadążyć. Moją listę składników, które warto znać (co niekoniecznie równa się omijać) spisywałam przez długie miesiące, brnąc przez kolejne artykuły –  klik. Staram się być na bieżąco, ale jeśli Wy znacie jakieś nowe źródła, których nie uwzględniłem, to dajcie znać!

Po składowym wstępie, Grigore przechodzi do części pielęgnacyjnej. Tu ponownie mam mieszane odczucia – kosmetyczny detoks to dobry pomysł, odstawienie produktów może pomóc przekonać się, jaki jest rzeczywisty stan cery, ale z niektórymi kolejnymi radami nie mogę się zgodzić. Oczyszczanie skóry jest bardzo istotne – żyjemy w pośpiechu, w zanieczyszczonym powietrzu, nakładamy na skórę różne produkty, zatem trzeba je też usunąć.

Autorka też to rozumie, ale nie mogę ścierpieć nagminnego polecania mycia skóry mydłem. Kiedyś mydło było jedyną opcją, ale teraz już nie. Jeżeli tak jak twierdzi, zależy jej na delikatności dla skóry, to polecając mydło sama sobie przeczy. To zasadowy kosmetyk pozbawiający skórę płaszcza hydrolipidowego i zmieniający pH na niekorzystne. Co ciekawe, zaleca się stosować tym silniejsze oczyszczanie, im większy makijaż.

W pewnym zakresie ma to sens, bo rzeczywiście trzeba się bardziej przyłożyć, ale preparat wcale nie musi być silniejszy. Dalej wspomina się olej jako opcję usuwania makijażu oczu, czemu więc nie użyć go do zmycia całej twarzy, zamiast tego wielokrotnie wspominanego mydła. Olej zrobi to dużo delikatniej, podobnie jak wiele innych kosmetyków, niż mydło. Co ciekawe, w dalszym fragmencie jest wzmianka, że nie nadaje się ono do mycia głowy, bo wysusza i ma złe pH. Czyli to twarzy jest ok, do skóry głowy już nie?

Idąc dalej otrzymujemy sporo prostych przepisów na domowe kosmetyki. Grigore ostrzega, by wykonywać je przy zachowaniu zasad higieny i przechowywać kilka dni ze względu na brak konserwantów, jednak często brakuje mi szerszej informacji na jakiej skórze dany kosmetyk DIY może się sprawdzić, a na jakiej nie. Jeśli taka informacja została zawarta, zdarza się, że jest moim zdaniem błędna.

Nie odważyłam się robić peelingu twarzy solą, szczególnie, gdyby były na niej wypryski lub trądzik, podobnie jak nie dodałabym do glinki do mycia twarzy pobudzającego krążenie cynamonu, szczególnie przy cerze wrażliwej lub naczynkowej. Takiego ostrzeżenia jednak nie ma, podobnie jak przy przepisie na ściągający tonik informacji, że dodana wódka może podrażniać i powodować przesuszenie.

Czego jeszcze nie ma? O ile była wzmianka o rzekomej komedogenności olejów mineralnych, to przy maśle kakaowym, które ma olbrzymie tendencje do zatykania porów już tutaj takiej informacji nie ma. Poleca się za to masło kokosowe i ogólnie oleje jako świetne nawilżacze. Ale czy to rzeczywiście są substancje nawilżające? Pośrednio tak, bo zapobiegają ucieczce wody z naskórka.

To nieprawda, że preparaty nawilżające nie powinny zawierać wody (bo dlaczego nie?) – wodę trzeba najpierw wypić, niestety jednak w naturalnym procesie TEWL (przeznaskórkowa utrata wody) woda przechodzi z głębszych warstw skóry do naskórka, skąd odparowuje. My możemy ją tam zatrzymać stosując humektanty, czyli substancje nawilżające, które następnie zabezpieczymy emolientami (np. właśnie olejami), tworząc ochronną warstewkę, minimalizującą to odparowywanie.

Jeśli już jesteśmy przy olejach, to pojawia się przepis na olejek do demakijażu i to ten lepiej było zastosować zamiast wspomianego mydła. Nie rozumiem jednak stwierdzenia, jakoby olej rycynowy był “ostry” (może chodzi o to, że jest dość gęsty, ciężki, potrafi przesuszyć w wysokich stężeniach?) oraz jaki sens miałoby pozostawienie oleju do demakijażu na skórze zamiast zmycia. Zastanawiam się, czy to kwestia tłumaczenia, czy to rzeczywiście opinie Grigore.

Sugestia, by wymienić peeling kwasem glikolowym u kosmetyczki na gruboziarnisty cukier w domu, skoro ten kwas to jego syntetyczna wersja chyba jednak nie jest błędem w tłumaczeniu, podobnie jak rozróżnienie toników – do skóry suchej i płynów ściągających – do tłustej i sugestia, by obu wraz z wiekiem używać coraz mniej. Czy ktoś o czymś takim słyszał? Ja nie i  nie rozumiem powodu ani tego rozróżnienia, ani zalecenia wiekowego.

Występujący na kolejnej stronie tonik ściągający bazuje na alkoholu i jeśli takie właśnie są zalecenia do cery tłustej, to brak mi słów. Przez długie lata rzeczywiście zalecało się preparaty z alkoholem do cer tłustych lub z wypryskami, ale odeszło się już od tego, bazując na nowej wiedzy. Podobnie nie poleca się oczyszczania manualnego, które prowadzi do mikrouszkodzeń w skórze i działa krótkofalowo, jednak w książce znajdziemy je jako sugerowany zabieg.

Mam wrażenie, że trochę wyżyłam się na tych problematycznych fragmentach, ale nie mogłam przejść obok nich obojętnie. Założyłam blog, by razem z moimi czytelnikami uczyć się prawidłowej pielęgnacji i czytania składów. Czytając taką książkę patrzę krytycznym okiem i zaznaczam wątpliwe w mojej opinii fragmenty, by później często dodatkowo zweryfikować je jeszcze w innych źródłach, bo nie jestem nieomylna. Was też do tego zachęcam – do zerknięcia w badania, czy rozmowy ze znajomym kosmetologiem lub chemikiem, jeśli tylko macie taką możliwość.

Zalecenia kosmetyczne jak i opinie o bezpieczeństwie kosmetyków się zmieniają, więc książki nie mogą być cały czas aktualne, jednak warto by siadając do pisania zrobić większy risercz na dany temat. Jeśli miałabym krótko podsumować książkę, to powiedziałabym, że zamysł był dobry, jednak realizacja momentami zasiewająca wątpliwości. Zdarza nam się zapominać, że szczęśliwa skóra to coś więcej, niż tylko skóra wysmarowana nowymi specyfikami. Nasze środowisko, dieta, czy same obserwacje zmian na skórze z dnia na dzień mają olbrzymie znaczenie.

Domowe kosmetyki to też fajne rozszerzenie, czy alternatywa dla tradycyjnych produktów i zachęcam Was do spróbowania, zachowując jednak odrobinę ostrożności i wczytując się w opisy używania poszczególnych składników na stronach z półproduktami lub zaufanych blogach. Jeśli chcecie przeczytać książkę, to z odrobiną sceptycyzmu, szukając przydatnych treści i weryfikując zastanawiające. To najlepszy sposób, by wynieść coś dla siebie!

 

 

Subscribe
Powiadom o
guest

3 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Elizabeth
Elizabeth
6 lat temu

Wiem, że artykuł nie jest o kawie, ale jako że został zasygnalizowany ten wątek, postanowiłam się do niego odnieść. (Jeśli uznasz, że to nie na temat, to po prostu usuń mój komentarz 😉 Jako osoba uzależniona od kawy, a jednocześnie chcąca się zdrowo „prowadzić” zgłębiłam ten temat i niestety kawa jest bardziej szkodliwa niż nam się wydaje. Przede wszystkim kofeina zawarta w kawie stymuluje nasze nadnercza do wyrzucania hormonu stresu, kortyzol jest z kolei antagonistą życiodajnego hormonu – DHEA. W skrócie kawa powoduje szybsze starzenie się. Kofeina i kawa mają też wpływ na trawienie i wchłanianie. Kawa zaburza równowagę kwasową… Czytaj więcej »

Sleek
Sleek
5 lat temu

Hej 🙂 Chciałam się zapytać czy znalazłaś może jakieś cudowne remedium, które uspokaja naczynka i zwęża (a właściwie też czyści) pory? Serum, hydrolat, krem, cokolwiek? Te dwa problemy są moją zmorą… Jesteś w stanie coś polecić? Dzięki i pozdrowionka 😉