Dobre oczyszczanie jest zawsze w cenie! Taka idea przyświecała mi, gdy wybierałam produkty do testów Clochee, producenta kosmetyków naturalnych z Pomorza. Ciągle szukam jak najbardziej przystępnego olejku z emulgatorem i postanowiłam też dać szansę ich tonikowi. Jak skończyły się moje testy?
SPIS TREŚCI
Wygładzający olejek do demakijażu i mycia twarzy
Produkty olejowe są moimi ulubieńcami, szczególnie te z dodatkiem emulgatora w swojej formule. Uważam je za najłatwiejsze w obsłudze oraz za sprawiające najmniej problemów różnym typom cery. Nie znalazłam jeszcze swojego hitu, więc aktywnie poszukuję nowości!
Tutaj mamy aż 250ml produktu zamkniętego w metalowej butelce z pompką. To naprawdę spora ilość, która cenowo w przeliczeniu na 100ml wychodzi całkiem przystępnie (porównywarka cen).
Olejek Clochee to typowy produkt olejowy – lejący, oleisty, tłusty w dotyku. Prosto można rozprowadzić go w dłoniach, a także na skórze twarzy, po której łatwo sunie i pozwala na bezproblemowe wykonanie masażu usuwającego zabrudzenia. Zapach jest równie przyjemny – bardzo naturalny, delikatnie słodki z cytrusową nutką.
Niestety tu kończy się przyjemność jego stosowania, bo pod dodaniu wody, olejek prawie nie emulguje. Na początku upatrywałam przyczyny w pełnym opakowaniu, sądząc, że podczas potrząsania olej nie miesza się wystarczająco z emulgatorem. Po czasie jednak ubyło nieco oleju, ale problem pozostał, pomimo energicznego potrząsania butelką. Emulgowanie jest minimalne. Powstają naprawdę mierne ilości białawej emulsji z połączenia wody z olejkiem, a skóra pozostaje nadal powleczona tłustawą warstewką.
Co prawda każdorazowo używam drugiego produktu oczyszczającego z łagodnymi detergentami, który to wszystko domywa, nie zmienia to jednak moich oczekiwań, że emulgujący olejek ma rzeczywiście emulgować i zupełnie usuwać się ze skóry. Gdybym chciała użyć go samodzielnie, nie mogłabym tego zrobić, bo skóra byłaby niedomyta po spłukaniu preparatu.
Podpytywałam kilka osób o ich wrażenia ze stosowania tego kosmetyku i były one w dużej mierze podobne. U większości emulgowanie jest minimalne i tylko niektórzy są zadowoleni z jego stopnia. Dla mnie jest on za mały jak na samodzielny produkt, ale wystarczający przy oczyszczaniu dwuetapowym.
Sesamum Indicum (Sesame) Seed Oil** (olej sezamowy), Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet Almond) Oil** (olej ze słodkich migdałów), Decyl Oleate* (emolient), Sorbitan Laurate (and) Polyglyceryl-4 Laurate (and) Dilauryl Citrate (and) Aqua* (emulgatory), Dehydroacetic Acid (and) Benzyl Alcohol (and) Aqua**** (konserwanty), Citrus Sinensis (and) Eugenia Caryophyllus (and) Myristica Fragrans (and) D-Limonene (and) Eugenol*** (olejek pomarańczowy, goździkowy i muszkatołowy, w tym substancje zapachowe znane jako alergeny)
Składowo nie ma się do czego przyczepić. To miks oleju z pestek migdałów z sezamowym, wzbogacony o olejki eteryczne z goździka, pomarańczy i gałki muszkatołowej o właściwościach antybakteryjnych i łagodzących. Oleje bazowe mogą być problemem przy braku pełnej zmywalności kosmetyku, bo wykazują pewien potencjał komedogenny, tj. mogą zatykać pory u osób z takimi skłonnościami. Ja tego nie doświadczyłam, ale jak już wspominałam, olejek był u mnie zawsze tylko pierwszym etapem mycia twarzy.
W składzie znajdziemy ż 3 emulgatory, ale okazuje się, że ich ilość jest niewystarczająca. Sama aplikacja i oczyszczający masaż są jak najbardziej pozytywne, ale pozostająca po spłukaniu warstwa jest dla mnie nieakceptowalna w przypadku mieszanki z emulgatorem. Po kilku podejściach postanowiłam znaleźć dla niego alternatywne zastosowanie!
250ml olejku to naprawdę dużo jak na produkt do twarzy. Szczególnie taki, który powinien zostać zużyty w ciągu 6 miesięcy po otwarciu. Moim pomysłem było więc używanie go do olejowania włosów. Delikatny efekt emulgujący stał się w tym przypadku miłym bonusem, gdyż ułatwił zmycie olejku, które zazwyczaj jest problematyczne. Cieszę się, że na to wpadłam, bo inaczej sporo by się zmarnowało!
Łagodzący tonik antyoksydacyjny
Tonik to kolejna duża butla z pompką, tym razem niestety plastikowa. Ponownie 250ml to olbrzymia pojemność i jakieś 5 miesięcy regularnego stosowania raz dziennie oraz sporadycznego dodawania do maseczek (porównanie cen).
Producent obiecuje działanie łagodzące i antyoksydacyjne toniku i jego skład jak najbardziej stanowi podparcie dla tych słów. Bazą jest nawilżająca gliceryna oraz sok aloesowy wykazujący dodatkowo właściwości przeciwzapalne i łagodzące, podobnie jak ekstrakt z miłorzębu. Ten ponadto poprawia mikrokrążenie, pomaga koić rumień i wraz z ekstraktem z zielonej herbaty wykazuje właściwości antyoksydacyjne i kojące.
Aqua** (woda), Glycerin** (humektant), Aloe Barbadensis Leaf Juice** (sok aloesowy), Benzyl Alcohol* (konserwant), Ginkgo Biloba Leaf Extract** (ekstrakt z miłorzębu japońskiego), Rosa Damascena Flower Water** (hydrolat różany), Camelia Sinensis Extract** (ekstrakt z zielonej herbaty), Hydrolyzed Corn Starch* (humektant), Beta Vulgaris (Beet) Root Extract* (ekstrakt z buraka), Dehydroacetic Acid* (konserwant)
Czy jednak praktyka też podpiera te twierdzenia? Nie powiedziałabym, że tonik jakoś nadzwyczajnie mnie urzekł, ale robi to, co powinien. A więc tonizuje i delikatnie koi zaczerwienienia oraz stany zapalne. To dobry, podstawowy tonik, który nada się do każdego typu cery przez nie nazbyt bogaty skład, a więc o zminimalizowanym potencjale podrażniającym i uczulającym, z drugiej jednak skład nakierowany na kilka problemów, z jakimi wiele osób może się borykać.
Myślę, że spokojnie mogą wypróbować go zarówno osoby o cerze wrażliwej (tonik nie tylko jest stosunkowo skromnie skomponowany, ale i bezzapachowy), naczynkowej (miłorząb na zaczerwienienia i wzmocnienie naczyń), jak i przesuszonej (wysoko gliceryna), czy trądzikowej (przeciwzapalne właściwości aloesu).
Tak duża pojemność sprawiła, że mam wrażenie, że używałam go już wieki. Dobrym pomysłem okazało się więc dodawanie go do maseczek w proszku, co pozwala na nieco szybsze zużycie i dodanie kilku cennych właściwości do porcji maski, ale bez zbytecznego mnożenia składu.
Jak widzicie olejek i tonik to z jednej strony dobre produkty, z drugiej jednak nie czuję się nimi zachwycona tak jak kremem rozświetlającym marki, jednym z moich ulubionych w kategorii barwionych filtrów przeciwsłonecznych (recenzja wkrótce!).
Miałyście już okazję używać czegoś tej marki? Jakie są Wasze wrażenia?
Polecane powiązane treści
czyli Anna Kochanowska – miłośniczka pielęgnacji skóry bazującej na naukowych faktach.
Blog powstał z pasji, która doprowadziła mnie na studia z kosmetologii bioestetycznej i codziennie skłania do zdobywania nowej wiedzy.
Jeśli sama regularnie chcesz dowiadywać się więcej o pielęgnacji, kosmetykach i akcesoriach, które Ci w niej pomogą, zaglądaj na annemarie.pl!