Za totalną podstawę pielęgnacji ciała mam oczywiście oczyszczanie, czyli wszelkiego rodzaju żele, mleczka, czy olejki, a także przeciwdziałanie poceniu lub jego skutkom w postaci dezodorantów lub antyperspirantów. Zapraszam na krótkie podsumowanie 4 produktów z tych kategorii.
Przez większość czasu wystarczają mi dezodoranty, po antyperspiranty blokujące pocenie sięgam sporadycznie. Przypomnę tylko szybko, że dezodoranty go NIE blokują, a jedynie zapobiegają powstawaniu przykrego zapachu na skórze poprzez działanie antybakteryjne i maskujące. Ostatnio testowałam 2 takie kosmetyki:
SPIS TREŚCI
Make me bio, naturalny dezodorant z wyciągiem z aloesu
Pierwszy produkt jest takim typowym dezodorantem – plastikowe opakowanie, kulka, mokra formuła zostawiająca czasem białawy film. Za 50ml płacimy około 30-35zł (porównywarka cen) i mamy 12 miesięcy na zużycie. Oczywiście deo nam na tyle nie wystarczy, nie jest aż tak wydajne – jego wydajność określiłabym jako przeciętną, natomiast koleżance zużywał się ekspresowo w porównaniu do innych tego rodzaju kulek.
Aqua (Woda), Aloe Barbadensis (Aloes) Leaf Extract*, Olea Europaea (Oliwka) Fruit Extract*, Glycerin (Gliceryna), Triethyl Citrate, Cetearyl Alcohol, Glyceryl Stearate Citrate, Rosmarinus Officinalis (Rozmaryn) Leaf Extract*, Zinc Ricinoleate, Lavandula Angustifolia (Lawenda) Flower Extract*, Citrus Limon (Cytryna) Peel Extract*, Polyglyceryl-3 caprylate, Oryza Sativa (Ryż) Starch, Chamomilla Recutita (Rumianek) Flower Extract, Calendula Officinalis (Nagietek Lekarski) Flower Extract, Maltodextrin, Myrtus Communis (Mirt) Leaf Extract*, Xanthan Gum, Sodium Benzoate, Sodium Dehydroacetate, Algin, Citric Acid (Kwas cytrynowy), Limonene**, Linalool**, Citral**
*z upraw organicznych **naturalnie występujący w olejkach eterycznych
Składowo jest bardzo ładnie, bo mamy substancje pochłaniające pot (Oryza Sativa Starch), jak i dezodorujące (Zinc Ricinoleate, Triethyl Citrate), ale także łagodzące ew. podrażnienia i stany zapalne mogące powstać np. przy goleniu (aloes, nagietek, rumianek).
Dezodorant pachnie dość neutralnie, lekko słodko i przyjemnie dla nosa. Jest konsystencji kojarzącej mi się z lekkim mleczkiem. Zdarza mu się przyschnąć w białą smugę na skórze, ale nie zmienia to faktu, że działa przyzwoicie. Może być wyborem raczej dla osób niemających problemów z potliwością. Nie oszukujmy się, dezodorant nie poradzi sobie ze wszystkim i nie w ekstremalnych warunkach, chociaż niektóre są temu dość bliskie. Ten jest niezły, chociaż przy zgrzaniu w zimowym swetrze lub przy wyższych temperaturach zapewniana przez niego ochrona ma pewne luki.
Brooklyn groove, dezodorant w sztyfcie
Ten dezodorant miał bardzo trudną rolę, by się wykazać. Wcześniej używałam jego starszego brata w słoiczku, który stał się moim ulubieńcem w swojej kategorii (pełna recenzja) . Jak spisała się ta w porównaniu do poprzedniej wersji?
Ta znajduje się w papierowym sztycie, więc ponownie, podobnie jak w przypadku słoiczka, mamy opcję less waste. Jeśli natomiast chodzi o formułę, tym razem jest ona nieco bardziej sucha, mniej plastelinowa i lekko krusząca w palcach. Nie jestem przez to w stanie użyć deo jako sztyftu, tylko każdorazowo odłupuję odrobinę i wcieram w skórę. Daje to lekko suche wykończenie, które nie barwi skóry i częściowo absorbuje pot.
Za ciemna barwę kosmetyku odpowiada węgiel wraz ze skrobią i glinką pochłaniający pot, natomiast właściwości dezodorujące znajdziemy w sodzie i wodorotlenku magnezu. Dodatek olejków eterycznych pachnących mieszanką cytrusów z lawendą maskuje ewentualne przykre zapachy i działa antybakteryjnie.
Solanum Tuberosum Starch (Skrobia Roślinna), Cocos Nucifera Oil (Olej Kokosowy)*, Sodium Bicarbonate (Wodorowęglan Sodu), Butyrosperum Parkii Butter (Masło Shea)*, Bentonite (Glinka Bentonitowa), Magnesium Hydroxide (Wodorotlenek Magnezu), Theobrama Cacao Seed Butter (Masło Kakaowe), Candelilla Wax (Wosk Candelilla), Lavandula Angustifolia Oil (Olejek Lawendowy)*, Citral **, Backhousia Citriodora Leaf Oil (Mirt Cytrynowy), Charcoal Powder (Węgiel Aktywowany), Linalool**, Cymbopogon Flexuosus Oil (Olejek z Trawy Cytrynowej), Salvia Officinalis Oil (Olejek z Szałwi), Melaleuca Alternifolia Leaf Oil (Olejek z Drzewa Herbacianego), Mentha Pipertia Leaf Oil (Olejek Miętowy), Limonene **, Geraniol**, Citronellol**.
* – z certyfikowanych upraw ekologicznych
** – naturalne składniki olejków eterycznych
Ponownie mamy tu propozycję radzącą sobie poprawnie na co dzień, nawet u męża, który wypróbował go na sobie. Jednak uważam, że wersja ze słoiczka lepiej sprawdzała sie w trudniejszych warunkach, np. przy wyższych temperaturach i lepiej chroniła. Obie opcje są ładne składowo i bardzo wydajne, bo każda wystarczyła mi na około 4 miesiące. Jednak gdybym miała do któregoś wrócić, jestem pewna,że byłby to deo w kremie.
Isana med, kremowy olejek pod prysznic
Drugi rodzaj podstawowych produktów pielęgnacji, a właściwie higieny ciała to oczywiście żel oczyszczający. Ja tutaj najbardziej lubię emulsje, bo łagodnie oczyszczają i pozostawiają na skórze taką minimalną warstewkę zapewniającą zmiękczenie i nawilżenie skóry.
Właśnie takim produktem jest kremowy olejek Isana, który tak naprawdę olejkiem nie jest, a od razu kremową emulsją. Bardzo delikatną, o lekkim, dośc słodkim zapachu i niezwykle przyjemną na skórze, a to za sprawą oleju wysoko w składzie, już na drugim miejscu.
Przy tego rodzaju produkcie nie można spodziewać się silnego oczyszczenia, np. po treningu czy gorącym latem. To fajna opcja na chłody lub na bardzo suchą skórę, którą olejek traktuje łagodnie pomimo zawartości SLES dalej w składzie INCI. To jest jednak złagodzone olejami oraz słabszym detergentem.
Aqua, Glycine Soja Oil, Coco-Glucoside, Sodium Laureth Sulfate, Xanthan Gum, Glycerin, Argania Spinosa Kernel Oil, Parfum, Tocopheryl Acetate, Citric Acid, Sodium Benzoate
Takie emulsyjne produkty sa o tyle fajne, żę przeważnie nie czuję po nich potrzeby nakładania balsamu. Myślę, że mniej wymagające skóry mogą mieć podobnie! Dodatkową zaletą myjadła jest pH neutralne dla naszej skóry, a także przyjemna cena w wysokości 8zł za 250ml.
Polubiłam go na tyle, że opowiedziałam o nim i w jednym z filmów na moim kanale 🙂
Isana Med, żel 5% mocznika
Żel z tej samej serii, czyli Isana Med, jest już opcją nieco silniejszą. Głównym detergentem jest SLES, ale dodatek delikatniejszych substancji myjących, jak i mocznika, sprawia, że oczyszczenie skóry jest porządne, ale nie tak mocne, by czuć dyskomfort.
Nie będzie tu skrzypiącej, odłuszczonej skóry, jak ktoś mógłby sobie wyobrażać widząc SLES już na drugim miejscu składu. Formuła choć prosta, wygląda na przemyślaną. Mamy bowiem w niej także i substancję łagodzącą (pantenol) i kolejną nawilżającą obok mocznika (gliceryna).
Aqua, Sodium Laureth Sulfate, Urea, Sodium Chloride, Cocamidopropyl Betaine, Glycerin, Coco-Glucoside, Glyceryl Oleate, Panthenol, Hydrogenated Vegetable Glycerides Citrate, Tocopherol, Parfum, Citric Acid, Sodium Benzoate
To może być fajny produkt w duecie z powyższym olejkiem służącym na co dzień do delikatnego mycia, kiedy żel sprawdzi się dobrze także gdy ma się większą potrzebę uczucia czystej skóry. To taki typowy, przezroczysty żel, który dobrze się pieni i dość neutralnie pachnie. Podoba mi się że, że kosztuje właściwie groszę, bo zaledwie 6zł w Rossmannie!
Cóż, dezodoranty nie pobiły moich ulubionych, ale myjadłami do ciała warto się zainteresować! A może już je znacie?
Polecane powiązane treści
czyli Anna Kochanowska – miłośniczka pielęgnacji skóry bazującej na naukowych faktach.
Blog powstał z pasji, która doprowadziła mnie na studia z kosmetologii bioestetycznej i codziennie skłania do zdobywania nowej wiedzy.
Jeśli sama regularnie chcesz dowiadywać się więcej o pielęgnacji, kosmetykach i akcesoriach, które Ci w niej pomogą, zaglądaj na annemarie.pl!