Rzadko się maluje, więc rzadko używam podkładów i nie mam dużego porównania zakresu ich działania. Mimo wszystko mogę przestawić swoje ogólne wrażenia z używania takiego produktu. W swojej pierwszej recenzji z działu kosmetyków do makijażu przedstawiam bardzo znany podkład z Rimmela – Wake me up. Jak ma się do idei jak najbardziej naturalnej pielęgnacji?
Do wyboru akurat tego produktu zachęciły mnie bardzo pozytywne opinie na wizażu oraz sam opis producenta:
Daj się olśnić i zafunduj swojej skórze energetyczną pobudkę! Poznaj podkład Wake Me Up, który natychmiastowo rozświetli i ożywi cerę. Dzięki niemu skóra będzie wyglądała jak po długim urlopie – pełna blasku i promienna!
– lekka, delikatna konsystencja podkładu ułatwia aplikację i zapewnia efekt gładkiej cery
– dzięki formule podkładu zawierającej peptydy, skóra staje się bardziej elastyczna, a kompleks nawilżający z witaminami C i E oraz rozświetlającymi perełkami sprawiają, że wygląda na odżywioną, zdrowszą i naturalnie promienną
– filtr SPF 15 chroni skórę przed promieniami UV, które przyczyniają się do jej przedwczesnego starzenia
Naturalnie promienna cera, bez niedoskonałości, gdy tego potrzebujesz.
Moim celem było uzyskanie efektu delikatnego rozświetlenia wraz z lekkim kryciem. Moja cera jest mieszana, policzki są suche i to właśnie je chciałam rozświetlić oraz przykryć zdarzające się na nich rumieńce. Dodatkowo bardzo zachęcająco wygląda filtr SPF. Nie jest mocny, ale już taka ochrona jest świetnym dodatkiem na co dzień. Oczywiście przy długim przebywaniu w słońcu SPF powinien być wyższy.
SPIS TREŚCI
Pierwsze wrażenia
Podkład znajduje się w szklanej, 30 ml buteleczce z pompką, co jest bardzo estetycznym i higienicznym rozwiązaniem. Wygląda przez to dość elegancko, a pomarańczowe napisy i zatyczka nadają wiosenno-letniej świeżości. Po otwarciu mamy aż 24 miesięcy na zużycie produktu. To naprawdę długo.
Sam podkład pachnie świeżo i delikatnie. Zapach nie jest ciężki i drażniący, co dla mnie jest dużą zaletą, bo nie znoszę tego typu kosmetyków na twarzy. Płynność konsystencji pozwala bez problemu rozprowadzić go na twarzy bez pomocy dodatkowych akcesoriów – palce w zupełności wystarczą. Nie zostają żadne smugi, plamy czy niedociągnięcia.
Efekt
Rozprowadzony podkład nie kryje zbyt mocno, na pewno nie przykryje czerwonych pryszczy lub większych blizn. Z małymi plamkami lub drobnymi naczynkami sobie radzi. Rzeczywiście ładnie rozświetla cerę, która wydaje się zdrowa i promienna. Całe szczęście efekt uzyskujemy nie dzięki tonie brokatu, ale niewielkim drobinkom dobrze rozprowadzającym się na powierzchni skóry, nie zbijającym się w większe skupiska. Skóra ładnie wygląda cały dzień, podkład nie wałkuje się i nie kruszy.
Wake me up jest polecany do cery suchej i normalnej. Okazuje się, że na takiej rzeczywiście wygląda lepiej. Moje policzki są suche, natomiast strefa T tłusta. Policzki są rozświetlone, natomiast nos i czoło po jakimś czasie po prostu błyszczy. Oczywiście nie spodziewałam się jakiegokolwiek zmatowienia, więc nie mogę w tej kwestii za bardzo marudzić. Pamiętajmy, że mimo wszystko, przy bardzo suchej skórze, najpierw musimy zadbać o nawilżenie, bo każda sucha skórka będzie rzucała się w oczy.
Myślę, że podkład najlepiej sprawdza się na wieczorne wyjścia (ja właśnie wtedy go wykorzystuję) lub dni, kiedy słońce jest umiarkowane – filtr SPF zapewnia nam wtedy podstawową ochronę. W pełnym słońcu możemy świecić się jak choinka 😉
Skład podkładu Rimmel Wake me up
Nie będę analizować całego składu, ale podkreśliłam najbardziej szkodliwe substancje. Teraz kiedy mam świadomość co szkodzi skórze, nie nałożyłabym już tego kosmetyku.
Już drugim na liście składników jest silikon (także dalej w składzie inne warianty silikonów, zaznaczone podkreśleniem), który oprócz nawilżania i wygładzania tworzy na skórze mało nieprzepuszczalną warstwę dającą dobre środowisko do rozwoju szkodliwych bakterii. Osoby o cerze tłustej, borykające się z trądzikiem powinny uważać. Najlepiej byłoby zmyć taki produkt dwuetapowo – olejkiem, a następnie produktem na bazie wody, aby mieć pewność, że wszystkie resztki zostaną usunięte z porów.
Kobiety w ciąży lub karmiące powinny zwrócić uwagę na występujący w składzie konserwant – phenoxyethanol. Jest dozwolony do użytku jedynie w ograniczonym stężeniu. Ten konserwant może podrażniać skórę, a wg. niektórych badań nawet wnikać przez naskórek i wchłaniać się do krwiobiegu oraz prawdopodobnie oddziaływać toksycznie na organy, m.in. układ nerwowy. Najlepiej ograniczyć używanie kosmetyków zawierających ten składnik, szczególnie w przypadku ciąży lub karmienia.
Ethylhexyl Methoxycinnamate jest filtrem przenikającym przez skórę do krwi i mogącym zaburzać gospodarkę hormonalną, więc to kolejny składnik, na który powinny uważać ciężarne i karmiące. Więcej o filtrach przenikających w oddzielnym wpisie.
W składzie mamy także PEGi, które mogą być uważane za szkodliwe – z dwóch powodów – umożliwiają transport szkodliwych substancji w głąb skóry oraz są pozyskiwane przy użyciu trującego tlenku etylu, którym mogą zostać zanieczyszczone. Istnieje na to małe prawdopodobieństwo, jednak lepiej, by unikały ich osoby o wrażliwej skórze.
Disodium EDTA nie powinien być stosowany na uszkodzoną skórę oraz podczas stosowania leków zawierających metale, gdyż wiąże on metale ciężkie. Wdychany działa szkodliwie na płuca.
Poniżej zamieszczam cały, o wiele dłuższy skład. Zawartość procentowa składników dalej na liście jest coraz niższa. Wszystko, co występuje po fenoksyetanolu jest w stężeniu poniżej 1%. Sądzę, że patrząc na sam początek oraz przeglądając resztę w poszukiwaniu bardziej kontrowersyjnych elementów możemy ocenić kosmetyk. Nie będzie to ocena pozytywna.
Aqua/ Water, Cyclopentasiloxane, Titanium Dioxide, Glycerin, Talc, Ethylhexyl Methoxycinnamate, Dimethicone, Crambe Absyssinica Seed Oil, Biosaccharide Gum-1, Dimethicone PEG-10/15 Crosspolymer, Mica, Vinyl Dimethicone/ Methicone Silsesquioxane Crosspolymer, Lauryl PEG-9, Polydimethylsiloxyethyl, Dimethicone, Dimethicone Crosspolymer, Lecithin, Phenoxyethanol, Sodium PCA, Dimethiconol, Magnesium Sulfate, Sodium Chloride, Disodium Stearoyl Glutamate, Parfum/Fragrance, Urea, Caprylyl Glycol, Silica Dimethyl Silylate, Tocopheryl Acetate, Aluminum Hydroxide, Potassium Sorbate, Polyquaternium-51, Sodium Hyaluronate, Trehalose, Glyceryl Polymethacrylate, Disodium EDTA, Hexylene Glycol, PEG-8, Hexyl Cinnamal, Dipropylene Glycol, Limonene, Butylphenyl Methylpropional, Tocopherol Triacetin, Benzyl Salicylate, Linalool, BHT, Geraniol, Alpha-Isomethyl Ionone, Citronellol, Benzic Acid, Sodium Lactate, Palmitoyl Oligopeptide.
May containt: Iron Oxides (CI 77491, CI 77492, CI 77499)
Cena i dostępność
Podkład jest dostępny w sześciu odcieniach, więc większość osób nie powinna mieć problemu z wyborem. Kupimy go w prawie każdej drogerii, za około 40 PLN.
Podsumowanie
Efekt rozświetlenia otrzymywany dzięki Wake me up przypadł mi do gustu. Używałam go przeważnie na jakieś wyjścia, a potem dobrze domywałam. Teraz już go nie używam i ze względu na skład bym go nie poleciła. Jest wiele znacznie lepszych alternatyw o dobrych składach i jeszcze lepszym działaniu => podkłady i kremy BB o dobrym składzie znajdziecie w ich przeglądzie.
Polecane powiązane treści
czyli Anna Kochanowska – miłośniczka pielęgnacji skóry bazującej na naukowych faktach.
Blog powstał z pasji, która doprowadziła mnie na studia z kosmetologii bioestetycznej i codziennie skłania do zdobywania nowej wiedzy.
Jeśli sama regularnie chcesz dowiadywać się więcej o pielęgnacji, kosmetykach i akcesoriach, które Ci w niej pomogą, zaglądaj na annemarie.pl!