Pielęgnacja twarzy zdecydowanie u mnie przoduje. W pielęgnacji włosów jestem nieco mniej zaawansowana i jeśli już sięgam po jakiś produkt, chciałabym uzyskać jak najlepsze efekty. W zagranicznych mediach nie raz mignęła mi maska K18 opisywana jako istny cud dla włosów, ale trudno mi było znaleźć polskie recenzje tego kosmetyku. Byłam jej na tyle ciekawa, że we współpracy ze sklepem Fryzomania przetestowałam ją na sobie.
SPIS TREŚCI
Dlaczego Fryzomania?
Fryzomania to sklep fryzjerski oferujący profesjonalne urządzenia i kosmetyki do włosów używane w salonach, ale także odpowiednie do stosowania samodzielnie w domu. Zdarza nam się wychodzić od fryzjera z pięknie ułożonymi, gładkimi i lśniącymi włosami, a potem zastanawiać, czego to było zasługą. Tutaj mamy opcję zaopatrzenia się i dalszej pielęgnacji, by uzyskiwać podobne efekty. [reklama]
K18 Leave-In Molecular Repair Hair Mask – co to jest?
Maska K18 ma być takim produktem wow. Reklamujące ją zdjęcia marki, ale także efekty osób pokazujących jej stosowanie w sieci pozwalają wierzyć, że dzięki niej może udać się odbudować włosy zniszczone tarciem, stylizacją, czy farbowaniem.
Brzmi zbyt pięknie, by mogło być prawdziwe? Jestem podejrzliwa wobec tak dużych deklaracji. W teorii wiele rzeczy wygląda pięknie, ale w praktyce wychodzi różnie. Z tego powodu zarówno przyjrzałam się bazie wiedzy stojącej za produktem, jak i użyłam go na swoich włosach.
Najistotniejszym składnikiem maski jest K18 jest peptyd K18Peptide™. Wg. deklaracji marki, ale także kilku opublikowanych badań, peptyd ten został zidentyfikowany jako najskuteczniejszy spośród ponad 1200 innych badanych peptydów zawierających cysteinę, czyli aminokwas siarkowy zawarty w strukturze włosa. W przeprowadzonych testach okazało się, że penetruje korę włosa, wbudowuje się w jego uszkodzenia, by go wzmacniać, poprawiać elastyczność i odporność. [1]
Tyle z teorii. A jak wygląda praktyka?
Jak stosować K18 Leave-In Molecular Repair Hair Mask?
Przed stosowaniem maski zapoznałam się ze wszelkimi instrukcjami producenta, by zwiększyć szanse powodzenia. Kilka wskazówek w dalszej instrukcji dodaję też od siebie.
Przygotowanie do użycia maski K18
Ważnym moim zdaniem krokiem przygotowującym jest dobre rozczesanie włosów. Odpowiednio rozczesane włosy będą się później mniej plątały. Do tego celu używałam popularnej wśród dbających o włosy szczotki marki Olivia Garden.
Szczotka Olivia Garden Finger Brush ma specjalnie rozstawione kępki włosia, by zapewnić dotarcie do wszystkich pasem. Okazała się wygodna w użyciu dzięki dobrze leżącej w dłoni rączce i szybka w wykonaniu zadania przez spory rozmiar. Rozczesuje włosy do przyjemnej miękkości w zaledwie kilka chwil. Warto w tym miejscu podkreślić, że włosie pochodzi z dzika, więc szczotka nie będzie przeznaczona dla wegan.
Muszę jeszcze wyjaśnić, dlaczego to rozczesanie jest tak ważne. Kiedy dokładnie umyjemy skórę głowy i włosy spienionym szamponem, nie możemy nakładać odżywki, bo to blokowałoby wnikanie składników maski. Bez odżywki natomiast włosy mają tendencję do większego plątania, które wcześniejsze rozczesanie nieco ograniczy.
Sposób aplikacji maski K18
Po umyciu włosów odciskamy je dokładnie w ręcznik i przechodzimy do aplikacji maski K18. Potrzebna ilość jest zależna od długości włosów oraz wielkości produktu – inaczej mierzymy bowiem pompki wersji 15 ml, a inaczej 50 ml. Na długie włosy zaleca się 1-3 pompki z 50 ml i 3x więcej przy opakowaniu 15 ml. Lepiej zacząć od mniejszej ilości i ew. trochę dołożyć w razie potrzeby, by nie przeciążyć włosów.
Dla ułatwienia warto rozdzielić włosy minimum na 2 pasma. Na każde przeznaczałam 2 pompki roztarte w dłoniach aż do rozbielenia i wgniatałam zaczynając od końców kierując się w stronę skóry głowy. Pół pompeczki dodawałam jeszcze na pasma od góry, tam gdzie się lubią puszyć i gdzie nie dotarłam wcześniej.
Maskę należy zostawić na włosach w spokoju na przynajmniej 4 minuty. Tzn. nie dokładamy w tym czasie produktów, nie moczymy, nie suszymy, nie stylizujemy. To na tyle krótki czas, że nie stanowi żadnego problemu. Potem już można użyć wcierki, stylizatorów, czy wysuszyć jak zwykle.
Zgodnie z zaleceniami wykonałam serię 6 aplikacji co mycie, by potem przejść do użycia co 3-4 mycia.
Czy warto zdecydować się na K18 Leave-In Molecular Repair Hair Mask?
Stan wyjściowy moich włosów nie był bardzo zły. Nie farbuję włosów, ale są długie i zdarza im się ocierać o ubrania, zwłaszcza ostatnio o zimowe szaliki i kurtki. Dłuższy czas ich nie podcinałam, więc mają trochę rozdwojonych końcówek, a ze względu na długie naturalne schnięcie suszę je suszarką po zastosowaniu termoochrony.
Najlepsze efekty stosowania maski K18 zauważyłam po pierwszym użyciu. Mogę nawet powiedzieć, że byłam zachwycona stanem włosów jaki zobaczyłam po podsuszeniu! Miękkie, gładkie, sypkie, błyszczące. Oczywiście nadal stosowałam maskę zgodnie z zaleceniami, a teraz jestem w fazie podtrzymania efektów.
Co zauważyłam po serii? Różnica nie była już tak dostrzegalna jak za pierwszym razem, ale moje ogólne wrażenie jest takie, że włosy są gładsze, bardziej mięsiste i ogólnie ładniejsze. Z natury są cienkie i lekkie, więc jakby zyskały w pewien sposób na ciężkości. Efekt podoba mi się na tyle, że po zużyciu wersji mini planuję kupić większe opakowanie! Okazuje się, że pozytywne opinie w mediach nie są przesadzone.
Sama maska jest bardzo prosta w użyciu, nie wymaga skomplikowanych procedur ani dużo czasu, a do tego pomimo długich włosów, okazała się raczej wydajna. Cena jest wysoka, ale z tych wszystkich względów uważam, że warto spróbować chociaż najmniejszej pojemności i przeprowadzić wstępną kurację, żeby samodzielnie ocenić maskę. Skoro na moich włosach dała poprawę, to na bardziej zniszczonych może być tylko lepiej!
Cieszę się, że zdecydowałam się na testy we współpracy reklamowej z Fryzomanią. Wielu z nas zdarza się wydawać sporo pieniędzy na kosmetyki, które wiele obiecują, żeby się zawieść. Specjalnie wybrałam więc mocno zachwalany i nieco droższy produkt, by samodzielnie wyrobić sobie zdanie i w razie powodzenia (uff!) móc go Wam polecić. Jeśli szukacie kosmetyków i sprzętów do włosów, zwłaszcza z półki profesjonalnej, to sklep Fryzomania będzie dobrym kierunkiem 🙂
Źródła:
Martins M. i inni: Changing the shape of hair with keratin peptides, 2017
Polecane powiązane treści
czyli Anna Kochanowska – miłośniczka pielęgnacji skóry bazującej na naukowych faktach.
Blog powstał z pasji, która doprowadziła mnie na studia z kosmetologii bioestetycznej i codziennie skłania do zdobywania nowej wiedzy.
Jeśli sama regularnie chcesz dowiadywać się więcej o pielęgnacji, kosmetykach i akcesoriach, które Ci w niej pomogą, zaglądaj na annemarie.pl!