W zeszłym miesiącu pojawiły się u mnie aż trzy nowe pozycje książkowe! Dwa ebooki od Czytamy etykiety udało mi się “połknąć” pomiędzy urlopami, natomiast papierowe Sekrety koreańskiego piękna musiały moment poczekać. Ale udało mi się w końcu wygospodarować nieco czasu, więc zapraszam Was na szybką recenzję tych czytadeł!
SPIS TREŚCI
Sekrety koreańskiego piękna – Kerry Thompson & Coco park
Sekrety koreańskiego piękna to trzystustronicowy przewodnik po tajnikach koreańskiego przemysłu kosmetycznego oraz pielęgnacji wg. azjatyckiej myśli. Co do wydania nie mam jakichkolwiek zastrzeżeń. Całość utrzymana jest w kolorystyce pudrowego różu, napisana przyjemną dla oka czcionką i oprawiona w miękką okładkę.
Jeśli zaś chodzi o treść, mam raczej mieszane uczucia. Pierwszy rozdział zawierający przegląd rodzimych marek i sklepów koreańskich po prostu mnie znudził. Czy to naprawdę jest dobry pomysł tak zaczynać “przełomowy przewodnik po pielęgnacji skóry i makijażu”? Z powątpiewaniem podchodziłam do dalszej treści, później jednak było znacznie lepiej. Powiedziałabym, że pierwszy i ostatnie rozdziały nie należą do zbyt interesujących w mojej opinii, natomiast środek książki jest zdecydowanie bardziej wart uwagi.
Po pierwszych, niezbyt udanych rozdziałach, znajdziemy przystępny opis typów cery i rodzajów problemów, jakie mogą ją spotkać, a także wskazówki jakich składników szukać w kosmetykach i czego unikać w pielęgnacji. Co mnie cieszy, mocno podkreśla się wagę pielęgnacji, a także jej rolę jako bazy, ważniejszej od makijażu oraz stopniowego wprowadzania nowych produktów.
Ochrona przeciwsłoneczna w Azji także cieszy się popularnością – tamtejsze kobiety nie czekają z wytęsknieniem na opaleniznę popularną w Europie, a unikają promieni słonecznych, noszą kapelusze i filtry. Jak najbardziej się tu z nimi zgadzam i oczywiście polecam zakup kosmetyku z filtrem, chociaż niekoniecznie z koreańskiego rynku. Wszystkie produkty opisywane w książce wywodzą się z Azji i niestety często ich składy pozostawiają sporo do życzenia. Są takie perełki, jak Whamisa o pięknych składach, ale w większości przypadków trzeba być ostrożnym.
Dla fanów koreańskiej pielęgnacji przegląd kosmetyków różnych marek, a także rutyny opisane przez kilku blogerów, bazujące właśnie na takich kosmetykach, to spora ciekawostka. Sama z zaciekawieniem czytałam co i jak stosują, ale zdarzało mi się spoglądać na niektóre elementy ze sceptycyzmem. Niektórzy używają olbrzymiej ilości kosmetyków – co nie każdej cerze będzie służyło, inni nadużywają kwasów – a to niebezpieczna zabawa, w dużych ilościach lub stężeniach, jeszcze inni np. nie spłukują płynu micelarnego ze skóry – czyli pozostawiają na niej detergenty. Podchodziłabym raczej ostrożnie do ich rad i dwa razy przemyślała zastosowanie podobnej pielęgnacji u siebie. Pamiętajmy, że europejska i azjatycka cera się od siebie różni, ma więc też inne potrzeby.
Na uwagę zasługują także krótkie opisy działania składników najczęściej stosowanych w azjatyckich kosmetykach – od najbardziej znanych jak aloes, po nieco dziwniejsze jak na przykład ptasie gniazda, czy koński tłuszcz. Mnie takie udziwnienia nie zachęcają, ale samo czytanie o ich właściwościach rzuciło dodatkowe światło na kosmetyczną pomysłowość wschodu.
Zostając przy składnikach, to nie do końca przemawia do mnie rozróżnienie nawodnienia i nawilżenia używane w książce. Nawodnienie miałoby pochodzić z wody, natomiast nawilżenie z tłuszczy. To zbytnie spłycenie tematu, które może być dla wielu mylące – tłuszcze bowiem same w sobie nie mają właściwości nawilżających, pomagają jednak utrzymać wilgoć w naskórku, bo dzięki tworzeniu okluzyjnego, otulającego filmu, zapobiegają jej odparowywaniu.
Wody nie dostarczymy z zewnątrz – najpierw trzeba ją wypić, a posługując się humektantami, które ją zwiążą i natłuszczającymi emolientami, zadbamy o nawodnienie i nawilżenie. Podobnie jeśli chodzi o emolienty i substancje okluzyjne – pomimo podziału w książce, to w sporej mierze się one ze sobą zazębiają – nie wszystkie substancje poza tworzeniem filmu na skórze oferują wartości odżywcze, jednak takie mocne rozgraniczenie sugeruje, jakoby jedne nie mogły stanowić drugich.
Kolejna część poświęcona jest makijażowi. Autorki opisują kolorówkę, jakiej używa się w Azji – nieraz pomimo nazwy zupełnie inną niż u nas! Często mniej napigmentowaną, dostosowaną do jasniejszej karnacji, nastawioną na blask, nie matowienie skóry jak u nas. Przyznam, że rozświetlenie jest mi bliższe niż zmatowienie – ten efekt po prostu bardziej do mnie przemawia. Ponownie to ciekawy element dla entuzjastów rynku azjatyckiego. Dalsze zdjęcia i opisy wykonania konkretnych makijaży prawdopodobnie też mogą się komuś podobać, choć do mnie zupełnie nie trafiają.
Mam wrażenie, że ta książka to taki totalny miszmasz – trochę o składnikach, sklepach, pielęgnacji, makijażu, jest nawet tłumaczenie nazw składników na koreański. Można powiedzieć, że skoro miał to być przewodnik po koreańskim pięknie to właśnie powinien zawierać nieco z każdego jego aspektu. Tak jest, ale u mnie powoduje to mieszane uczucia. Co nieco dowiedziałam się o składnikach, odmienności tamtejszej kolorówki i poznałam nowe blogi, jednak polecane kosmetyki w większości mają wątpliwe składy, a to dla mnie istotny element.
Jednak dla fanów azjatyckich kosmetyków, którzy nie przywiązują do tego takiego znaczenia, książka może być ciekawym źródłem wiedzy o sporej liczbie produktów opisanych przez autorki i blogerów. W takim przypadku warto się zainteresować. Gdy jednak interesują Was dobre składy albo minimalistyczna pielęgnacja, to zupełnie nie ten kierunek.
W pełnym słońcu | Czytamy etykiety kosmetyków, czyli twoja świadoma pielęgnacja
Powyższą książkę dostałam od wydawnictwa, a te dwa e-booki otrzymałam do recenzji od redakcji Czytamy etykiety. Fakt ten nie wpływa na recenzje, o czym możecie przekonać się same czytając zarówno o plusach, jak i minusach – czy to książek jak w tym przypadku, czy kosmetyków z przesyłek PRowych.
Wracając jednak do tych pozycji, istnieją one jedynie w formie elektronicznej i liczą kolejno 17 i 51 stron tekstu. E-booki wyglądają bardzo estetycznie, zawierają sporo zdjęć i grafik oraz czytelnie rozpisane informacje. Czyta się je niezwykle szybko, właściwie w jedno popołudnie. Czy w tym czasie da się z nich wyciągnąć jakąś wiedzę?
Krótszy z nich dotyczy tematu bardzo na czasie, czyli ochrony przeciwsłonecznej. Przechodzi on przez rodzaje promieniowania słonecznego, oznaczenia filtrów oraz ich podział. Brakuje mi tu jednak podania konkretnych nazw i rozpisania kwestii wywoływania podrażnień przez poszczególne z nich i przenikalności do krwioobiegu.
Za duży plus tej pozycji uważam skupienie się na innych formach ochrony, jak noszenie kapelusza, czy unikanie słońca, gdy najmocniej świeci. Równie istotne jest kontrolowanie swoich znamion, czy sposoby radzenia sobie z powstałymi już oparzeniami słonecznymi.
Druga pozycja jest nieco dłuższa i uczy m.in. jak czytać opakowania kosmetyków: nie tylko INCI, ale także wszelkiego rodzaju oznakowania, kody, czy hasła. Ciekawą częścią jest fragment o istotności pH skóry, który tłumaczy, dlaczego jest ono tak ważne dla zdrowia skóry i co ma na nie wpływ. Czytamy etykiety kosmetyków, czyli twoja świadoma pielęgnacja przeprowadza przez etapy pielęgnacji i podpowiada, jakich składników podczas nich szukać, a jakich lepiej unikać i dlaczego.
Dla początkujących osób może to być spora pomoc, ale jeśli ktoś już zna podstawy pielęgnacji i czytania składów, to nie dowie się za wiele. Te dwa e-booki są przystępnie spisaną podstawą pielęgnacyjną, dokładnie tyle. Jeśli chciałybyście kogoś zachęcić do nieco lepszej pielęgnacji, do przywiązywania wagi do czytania składów, a przy tym zrezygnować z formy papierowej, to e-booki Czytamy etykiety są taką opcją.
Jeśli jednak miałyby służyć poszerzeniu wiedzy, to sugeruję wybrać jakąś dłuższą formę, nakierowaną czy to np. na wiedzę o skórze (Skóra, fascynująca historia Yael Adler), czy to szczegółowo opisane etapy pielęgnacji i nieco więcej informacji nt. konkretnych składników (Skóra, azjatycka pielęgnacja po polsku Barbary Kwiatkowskiej). Ta ostatnia to także ciekawa alternatywa dla książki Thompson i Park, bo przekładająca ideę azjatyckiej pielęgnacji na nasz polski rynek.
Zaciekawiła Was któraś z tych pozycji? Co teraz czytacie?
Polecane powiązane treści
czyli Anna Kochanowska – miłośniczka pielęgnacji skóry bazującej na naukowych faktach.
Blog powstał z pasji, która doprowadziła mnie na studia z kosmetologii bioestetycznej i codziennie skłania do zdobywania nowej wiedzy.
Jeśli sama regularnie chcesz dowiadywać się więcej o pielęgnacji, kosmetykach i akcesoriach, które Ci w niej pomogą, zaglądaj na annemarie.pl!