Kolejny rok za nami! Niestety dla mnie dość trudny, ale liczę na lepsze dni w 2020 i oczywiście jeszcze więcej sprawdzających się kosmetyków. Nie będę tu niepotrzebnie przedłużać i od razu przechodzę do mojego podsumowania ulubionych kosmetyków roku 2019.
Kategoria makijaż
Maluję się niewiele, więc kosmetyków zużywam też dość mało. Zdecydowanie stawiam tu na jakość i działanie idealnie w punkt. Jeśli już czegoś używam, to z przyjemnością i musi być naprawdę dobre!
Od dłuższego czasu podstawę mojego quasi-makijażu stanowi krem z filtrem SPF z dodatkiem koloru. W ten sposób mam 2 w 1, a więc ochronę przeciwsłoneczną wraz z delikatnym wyrównaniem kolorytu skóry i przykryciem ewentualnych niedoskonałości. W tej dziedzinie świetnie sprawdził mi się krem rozświetlający SPF 30 marki Clochee (porównywarka cen).
Co prawda jest nieco trudny w obsłudze przez gęstą konsystencję dość trudną w rozprowadzeniu i szybko zastygającą, ale dającą się ujarzmić przy pomocy gąbeczki oraz zaaplikować w odpowiedniej ilości, by otrzymać deklarowany stopień ochrony SPF. Na skórze otrzymujemy efekt rozświetlenia, niezakrawający na tłusty błysk, ale ładny, zdrowy blask. Krem trzyma się dobrze cały dzień oraz chroni skórę przed słońcem.
Równie często używałam pomadki z Axiology w kolorze Philosphy, czyli różowej brzoskwinki. To cudowna, kremowa formuła, aksamitna na ustach, niewysuszająca i o bardzo delikatnym efekcie. Pomadka zdecydowanie nadaje się do codziennego użytku, bo nie rzuca się mocno w oczy, ale podkreśla ciepłe tony cery i pielęgnuje usta dzięki naturalnym, odżywczym składnikom.
Tuszu używam nieco rzadziej, ale byłby właśnie trzeci w kolejności co do mojej częstotliwości. Mam z nimi nieustanny problem rozmazywania pod okiem, nawet do efektu pandy, ale w przypadku mascary Stellar gaze od Pacifica się nie pojawił. Trzyma się rzęs prawie jak klej, rozdziela je, pogrubia i nie wysycha w opakowaniu aż do końca sześciomiesięcznego okresu zdatności do użycia po otwarciu. Dla mnie obecnie właściwie ideał 🙂
Pełna recenzja pomadki Axiology i tuszu Pacifica
Kategoria włosy
Włosy nie są moim wielkim konikiem, ale mimo to staram się o nie dbać tak, by na głowie nie powstawała totalna szopa ;p Wydaje mi się, że nie trzeba do tego tak wiele – odżywka po szamponie, od czasu do czasu olejowanie, przy nasileniu wypadania wcierka. Właśnie do takich zasad się stosuję i stawiam głównie na delikatne oczyszczanie i regularność masek/odżywek.
Po ostatnich łagodnych szamponach czułam się nieco zawiedziona (między innymi męski szampon Pan drwal, który jednak dobrze sprawdzał się na krótkich włosach męża – recenzja), ale szampon aktywator wzrostu Bania agafia (porównywarka cen) nadrabiał za nie. To mała saszetka, która jednak wystarczy na sporo czasu przy używaniu co kilka myć. Tak właśnie stosuję silniejsze szampony, raz w tygodniu. Ten porządnie oczyszcza, także włosy na długości, nie plącze ich, ale daje im nieco życia.
Moim odżywkowym odkryciem natomiast jest nawilżający bez od Anwen (porównywarka cen). To odżywka humektantowa, którą wystarczy stosować raz na tydzień. Moje włosy ją kochają! Są po niej sypkie, błyszczące, przemiłe w dotyku, a sam produkt bardzo wydajny, bo wystarczył mi na całe 12 miesięcy PAO. Włosowe odkrycie roku!
Kategoria ciało
W kategorii pielęgnacji ciała nie ma z mojej strony wiele zastanowienia. Po prostu używam kilku podstawowych produktów, akurat tak jak mi pasują i czuję potrzebę. Nie jestem tu też mocno wymagająca, bo i moja skóra taka nie jest.
Jako myjadło chciałam wyróżnić żel dla mężczyzn z Nacomi (pełna recenzja i porównanie cen). To kosmetyk właściwie z ostatniej chwili, bo z grudnia, ale od razu zachwycił i męża, i mnie. Ma bardzo ciekawą formułę lejącożelową, jednocześnie w dotyku i poślizgu olejową, ale nietłustą. Dzięki niej spienia się w średnim stopniu i przyjemnie myje skórę bez przesuszania, a nawet daje tak fajny efekt miękkości, że nie trzeba już stosować balsamu.
Jeśli już balsam stosowałam, z wielką przyjemnością robiłam to gdy miałam otwarty ten odżywczy z Resibo (porównywarka cen). Potrzebowałam chwili na przyzwyczajenie się do jego zapachu, ale przyjemna lekkość formuły połączona ze sporą dawką zapewnianego odżywienia idealnie wpasowywała się w moje preferencje i małe potrzeby skóry. Przy skórze bardzo suchej może to być za mało, u mnie było w punkt.
Na bardziej wymagające partie ciała, jak dłonie, czy łokcie, czasem na szyję, nakładałam krem Sunny touch Republiki mydła (sklep), który tak naprawdę jest gęstym, dość puszystym w pierwszym kontakcie masełkiem, które szybko zmienia się w olej. Bosko pachnie miksem malin z rokitnikiem, mocno odżywia skórę i daje jej zastrzyk rozświetlenia.
Na dłonie jednak najbardziej polubiłam nakładam krem Skinfood Weledy (porównywarka cen), który podobnie jak powyższy jest przeznaczony także do twarzy. Oba jednak wolałam używać do ciała. Skinfood jest gęstym, ciężkim kremem, który jednak rozprowadza się nienajgorzej, a wspaniale dba o dłonie przez natłuszczenie i stworzenie na nich ochronnej warstwy.
Wracając jeszcze na moment do oczyszczania, to raz w tygodniu używam peelingu. Najbardziej lubię cukrowe i właśnie taki był peeling modelujący Eolab z algami i rozmarynem (porównywarka cen). Tym ostatnim pięknie, świeżo pachnie, natomiast połączenie cukru i alg zapewnia świetne wygładzenie skóry, efekt delikatnego napięcia i co za tym idzie, lepszą wchłanialność produktów pielęgnacyjnych.
W kwestii higieny muszę wspomnieć jeszcze o dezodorancie w kremie Brooklyn groove (pełna recenzja). To bardzo gęsta formuła przypominająca plastelinę, wymagająca przyzwyczajenia, ale kosmicznie wydajna, o świeżym zapachu oraz po prostu skuteczna. Dezodorant radził sobie w każdej sytuacji i jego następcy mają trudny orzech do zgryzienia.
Kategoria twarz
Pielęgnacja twarzy to mój największy konik kosmetyczny, a więc w tej właśnie kategorii zużyłam najwięcej produktów i najwięcej mam do polecenia! Przez kolejne kosmetyki przeprowadzę Was drogą rutyny pielęgnacyjnej, etap po etapie.
Zaczynam od demakijażu, chociaż nie zawsze wykonuję ten krok – oczywiście jest on zależny od tego, czy miałam makijaż lub filtr UV, który także jest nieco cięższy. Tutaj nadal poszukuję dla siebie idealnego olejku z emulgatorem, ale udało mi się już trafić na świetny balsam micelarny marki Natural secrets (pełna recenzja). To gęste, olejowe masełko, które dobrze rozpuszcza zanieczyszczenia, nie szczypie w oczy oraz bez problemu spłukuje się samą wodą.
W drugim kroku najbardziej lubię pianki podczas ciepłych miesięcy, a kiedy robi się chłodniej, bardziej otulające emulsje. Totalnym zaskoczeniem był więc dla mnie żel D’alchemy (pełna recenzja i porównywarka cen), bo po żelach nie spodziewałam się już wiele. Ta formuła w oczyszczaniu jakoś do mnie nie przemawia, sama nie wiem dlaczego. Natomiast ten jest maksymalnie wydajny, pachnie słodko-gorzkimi cytrusami (jeden z najpiękniejszych zapachów, jakie znam, a na pewno najcudowniejszy cytrusowy!), a oczyszcza przy minimum wysiłku, pozostawiając skórę w idealnym stanie i gotową na kolejne kroki.
Tonizacja nie jest krokiem totalnie niezbędnym, bo przy delikatnym oczyszczaniu skóra po nie tak długim czasie dochodzi do siebie sama. Ja mimo wszystko go lubię, po pozwala zminimalizować ilość nakładanych następnie kosmetyków oraz ułatwia ich aplikację. Wielką niespodzianką była dla mnie mnie esencja nawilżająca Polny warkocz (pełna recenzja i porównywarka cen), bo spośród oferty 3 esencji marki to po niej spodziewałam się najmniej, a świetnie nawilża i łagodzi drobne zmiany na skórze.
Zachwyt tymczasem poczułam przy hydrolacie z tuberozy Majru (porównywarka cen). Co to za piękny, niespotykany zapach! Kwiatowy, słodki, ale nie przesłodzony, uwodzicielski. Niestety płyn dość szybko się kończy, kiedy spryskuję nim twarz jak szalona, ale przyjemnie koi skórę oraz działa jak aromaterapia dla działa i umysłu.
Jeszcze w jednej dziedzinie wybrałam dwa produkty, bo nie mogłam zdecydować się na jeden. Równie mocno polubiłam dwa kremy pod oczy: D’Alchemy (pełna recenzja i porównywarka cen) i papaja BeLoved (pełna recenzja). Oba w szklanych słoiczkach, o stonowanych zapachach, wyglądające na gęste, ale jednak mile rozprowadzające się na skórze, już dobrze wygładzające i nawilżające w małych ilościach. W większych ilościach tworzą otulającą maseczkę i działają ze zdwojoną siłą. Jak wybrać jeden? Nie wiem! Beloved jest nieco bardziej piankowy, a D’Alchemy chyba minimalnie wydajniejszy.
To teraz przyszła pora na mega hit nie tylko mój, ale i kilku koleżanek w pracy. Mowa tu o serum Ana cosmetics (pełna recenzja) które działa na wielu płaszczyznach! Nawilża (kwas hialuronowy), ujednolica koloryt i rozświetla (witamina C), działa antybakteryjnie, rozjaśnia przebarwienia, redukuje wydzielanie sebum, pojawianie się wyprysków i zaskórniku (azeloglicyna, niacynamid). Ten kosmetyk naprawdę robi wszystkie wymienione rzeczy, a do tego jest w dużej butelce, która starcza na długie miesiące.
Jeszcze jednym serum, na które warto zwrócić uwagę jest olejowe W. Organics Cactus Smoothie. Niestety nie da się go już kupić, ale mimo wszystko chciałam napisać o nim kilka słów. To kosmetyk kwalifikujący się na listę najcudowniejszych zapachów obok kremu Republiki mydła i żelu D’alchemy. Bazuje m.in. na oleju z opuncji figowej, rokitniku i antyoksydacyjnym koenzymie Q10. Ten skład przekłada się na rozświetloną i promienną cerę. Jaka szkoda, że nie jest już produkowane!
Wymieniłam już mnóstwo kosmetyków, ale jeśli jesteście czuje, może zauważyłyście, że nie ma na liście peelingu, maseczki, ani kremu do twarzy. Tutaj niestety nic mnie aż tak bardzo nie urzekło, by zostać wciągniętym na tę listę ulubieńców. Mam nadzieję, że przyszły rok przyniesie mi hity i w tych kategoriach 🙂
Jakie są Wasze okrycia zeszłego roku? Podzielcie się swoimi typami!
Polecane powiązane treści
czyli Anna Kochanowska – miłośniczka pielęgnacji skóry bazującej na naukowych faktach.
Blog powstał z pasji, która doprowadziła mnie na studia z kosmetologii bioestetycznej i codziennie skłania do zdobywania nowej wiedzy.
Jeśli sama regularnie chcesz dowiadywać się więcej o pielęgnacji, kosmetykach i akcesoriach, które Ci w niej pomogą, zaglądaj na annemarie.pl!
Czekałam na Twoich ulubieńców! Od kilku miesięcy śledzę Twojego bloga i dzięki Tobie znalazłam już kilka kosmetycznych perełek 🙂 Zastanawiam się, gdzie zaopatrujesz się w tusz do rzęs marki Pacifica? Buziaki i wszystkiego dobrego 🙂
Bardzo się cieszę, że sprawdzają Ci sie moje polecenia 🙂 co już konkretnie przetestowałaś?
Tusz Pacifica kupiłam na iHerb, w Polsce niestety nie znalazłam, więc terasz szukam czegoś bardziej lokalnie. Dam na pewno znać, jak coś fajnego namierzę!
Nieprzerwanie od kilku miesięcy używam odmładzającej pianki EcoLab. Do tego krem na dzień firmy Vianek (przeciwzmarszczkowy), peeling również z EcoLab. Zastanawiam się nad zakupem esencji z Polnego Warkocza i balsamu Resibo ☺️ Po ciąży chciałabym też wypróbować serum Ana Cosmetics, ale to jeszcze chwila
Tak właśnie myślałam, że z iHerb. Nigdy nic N I R zamawiałam z tej strony, może czas to zmienić
Super, że jesteś zadowolona 🙂 to moja ulubiona pianka i jednej z najlepszych kremów, jakie znam! Nad którą esencją się zastanawiasz?
I chwała Ci za to, że opisujesz takie perełki na blogu! Zawsze jakoś sceptycznie podchodziłam do produktów marki Vianek. Moja cera jest mieszana, w kierunku tłustej (o dziwo, teraz w ciąży uspokoiła się – mogłoby tak już zostać 😀 ehh marzenia), w dodatku płytko unaczyniona, wrażliwa, skłonna do zapychania… Istna rewelacja 😀 Nauczyłam się z nią żyć i jest efekt, a polecane przez Ciebie kosmetyki sprawdzają się i to nie od paru tygodni a kilku miesięcy, więc czasem warto poczytać, trochę zaryzykować i spróbować ☺️ Zastanawiam się nad nawilżającą 🙂 Póki co mam bardzo okrojoną pielęgnację, nawilżam co dwa, trzy… Czytaj więcej »
Mamy dośc podobne cery, z tym że moja nie jest łatwa do zapchania. Myslę, że to serum a lagami możesz jak najbardziej używać nawet codziennie pod krem. Skład jest dośc prosty i ukierunkowany na nawilżenie.
Z serii nawilżającej Vianka jest zadowolonych sporo moich koleżanek (raczej cera sucha), więc jest szansa, że i u Ciebie będzie ok.
Dlatego właśnie przeszukiwałam internet i tak trafiłam na Twojego bloga Vianek sprawdza się od kilku ładnych miesięcy, w dodatku jest bardzo wydajny 🙂
Same plusy 🙂