Asoa to jedna z marek, które cały czas kuszą mnie do zakupów. Na krem goja zerkałam przez dłuższy czas, a po próbce otrzymanej od koleżanki miałam bardzo mieszane uczucia. Ostatecznie jednak wypróbowałam oba ich kremy do twarz i mogę zaproponować Wam ich porównanie 🙂
Wszystkie produkty marki mają piękne składy, więc nic dziwnego, że miałam ochotę na wypróbowanie czegoś z oferty! Oczywiście kremy też prezentują się świetnie składowo i bardzo podoba mi się, że bazują one na hydrolatach zamiast wody, co od razu podbija ich działanie pielęgnacyjne. Do tego w obu znajdziemy uwielbiany przeze mnie niacynamid regulujący sebum i wspierający mocną barierę ochronną, a także antyoksydacyjny koenzym Q10, nawilżający hialuron oraz łagodzący pantenol i alantoinę. Poniżej w składach INCI obu kremów możecie zobaczyć, że pogrubiłam te powtarzajace się składniki.
Pewnym minusem jednak może być spora ilość substancji zapachowych, zapewne pochodząca z zawartych w INCI ekstraktów. Cery wrażliwe mogą nie być z tego faktu zadowolone.
Kremy łączy także szklane opakowanie oraz wersja w 2 pojemnościach: pełnowymiarowe 50ml i miniatura o pojemności 15ml. Ja testowałam te mniejsze wersje, gdzie każda wystarczyła mi na około 4-5 tygodni nieregularnego stosowania, zależnie od potrzeb mojej skóry. Mogę od razu jednak zaznaczyć, że są BARDZO wydajne, a ja bynajmniej nie żałowałam sobie porcji i nakładałam je także na szyję.
No to jak sprawdził mi się każdy z nich? Już Wam mówię, a na koniec podpowiem, który będzie lepszy do jakiej cery!
Krem odżywcza goja
Odżywcza goja była kremem, który pierwszy pojawił się w asortymencie Asoa. Bazuje na antyspetycznym i przeciwzapalnym hydrolacie z miodu manuka oraz łagodzącym hydrolacie z róży. Bardzo mi się tu również podoba wybrana mieszanka ekstraktów:
- antyoksydacyjna zielona herbata zwalczająca wolne rodniki i przeciwdziałająca starzeniu
- łagodząca podrażnienia i wzmacniająca naczynka wąkrota azjatycka
- wygładzająca i rozjaśniająca borówka, podobnie jak inne ciemne owoce wspierająca kruche naczynia krwionośne
- tytułowa goja o właściwościach ujędrniających i przeciwstarzeniowych
Rosa Damascena Flower Water (hydrolat różany), Leptospermum Scoparium Flower Water (hydrolat z kwiatu manuka), Argania Spinosa Kernel Oil (olej arganowy), Cetyl Alcohol (emolient), Glyceryl Stearate Citrate (emulgator), Mangifera Indica Seed Butter (masło mango), Sclerocarya Birrea Seed Oil (olej marula), Helianthus Annuus Seed Oil (olej słonecznikowy), Lycium Barbarum Fruit Extract (ekstrakt z jagód goji), Tocopheryl Acetate (witamina E), Persea Gratissima Oil (olej awokado), Niacinamide (niacynamid), Benzyl Alcohol (konserwant), Vaccinium Myrtillus Fruit Extract (ekstrakt z borówki), Allantoin (substancja łagodząca), Camellia Sinensis Leaf Extract (ekstrakt z zielonej herbaty), Centella Asiatica Extract (ekstrakt z wąkroty azjatyckiej), Panthenol (substancja łagodząca), Parfum (substancja zapachowa), Xanthan Gum (zagęstnik), Aqua (woda), Hyaluronic Acid (substancja nawilżająca), Dehydroacetic Acid (konserwant), Ubiquinone (antyoksydant), Butylphenyl Methylpropional, Benzyl Salicylate, Hydroxycitronellal, Hexyl Cinnamal, Limonene, Linalool, Geraniol, Citronellol, Eugenol, Alpha – Isomethyl Ionone, Isoeugenol, Benzyl Benzoate (substancje zapachowe)
Ta mieszanka składników przekłada się na stosunkowo intensywny, słodko-pudrowy zapach (sporo substancji zapachowych!) oraz średnio treściwą konsystencję. Nie jest jednak ona tłusta ani bardzo ciężka. Ładnie się aplikuje i rozprowadza oraz niezwykle szybko wsiąka w skórę, praktycznie do matu.
Kiedy zaczęłam go stosować w chłodne miesiące, było to dla mnie sporą wadą, bo ten mat przyprawiał mnie aż o uczucie nieprzyjemnego ściągnięcia. Sporo więc eksperymentowałam i ostatecznie by być zadowoloną z rezultatu zastosowania bez nieprzyjemnych odczuć, mieszałam go na dłoni z serum nawilżającym, m.in. podrzuconym przez intagramową koleżankę Hydration artist Plantea. W ten sposób dostawałam porządną dawkę odżywienia bez niemiłego napięcia.
Kiedy jednak tylko zaczęło robić się cieplej, moja mieszana cera zaczęła lepiej reagować na krem i przestały mi dokuczać nieprzyjemne skutki aplikacji. Sądzę więc, że odżywcza goja może być fajnym produktem całorocznym dla cer tłustych, jednak u mieszanych prawdopodobnie może wywoływać efekt jak u mnie zimą, toteż lepiej ew. eksperymenty zostawić sobie na cieplejsze miesiące.
Cery z objawami przetłuszczania, chociażby tylko w jednej partii, z pojawiającymi się od czasu do czasu niespodziankami, ale także delikatnymi naczynkami lub sporadycznymi podrażnieniami mogą polubić się z tym produktem. Osobiście nie jestem przekonana, czy do niego wrócę. Jeśli już to może kiedyś wiosną, bo zimą za mocno matowi skórę, natomiast latem może być już trochę zbyt ciężki dla niektórych.
Krem Multi MSO
Analogicznie jak wyżej, muszę wspomnieć o kilku składnikach, które wpadły mi w oko 🙂 Ponownie jako bazę znajdziemy łagodzący hydrolat różany, tym razem jednak wzbogacony nawilżającym, przeciwzapalnym sokiem aloesowym. O ile w goji mamy olej arganowy i marula, które dla mnie nie należą do jakoś specjalnie interesujących, to tu robi się już nieco ciekawiej. I tak mamy:
- ogórecznika z cennymi kwasami tłuszczowymi GLA o działaniu łagodzącym, redukującym stany zapalne i alergiczne
- antyoksydacyjną i odżywczą malinę, dobra praktycznie do każdej cery ze względu na stosunkową lekkość
- tytułowy MSO, czyli olej meadowfoam, odporny na jełczenie, poprawiający przyjemność aplikacji zawierających go kosmetyków i działający odżywczo i łagodząco na skórę
Wśród ekstraktów tymczasem warto wyróżnić:
- zmiękczający, nawilżający i łagodzący prawoślaz
- poprawiający ukrwienie i sprężystość skóry żeń szeń
- i wygładzające jabłko zawierające naturalne kwasy AHA (jabłkowy)
Rosa Damascena Flower Water (hydrolat różany), Aloe barbadensis Leaf Juice (sok aloesowy), Limnanthes Alba Seed Oil (olej MSO), Rubus Idaeus Seed Oil (olej z pestek malin), Borago Officinalis Seed Oil (olej z ogórecznika), Persea Gratissima Oil (olej awokado), Mangifera Indica Seed Butter (masło mango), Glyceryl Stearate Citrate (emulgator), Cetearyl Olivate (emulgator), Benzyl Alcohol (konserwant),Tocopheryl Acetate (witamina E), Aqua (woda) Allantoin (substancja łagodząca), Sorbitan Olivate (emulgator), Niacinamide (witamina B3), Glycerin (substancja nawilżająca), Panthenol (substancja nawilżająca), Cetyl Alcohol, Parfum, Panax Ginseng Root Extract (ekstrakt z żeń szenia), Hyaluronic Acid (substancja nawilżająca), Xanthan Gum (zagęstnik), Ubiquinone (antyoksydant), Dehydroacetic Acid (konserwant), Sodium Benzoate (konserwant), Althea Officinalis Root Extract (ekstrakt z prawoslazu), Potassium Sorbate (konserwant), Butylphenyl Methylpropional, Pyrus Malus Fruit Extract (ekstrakt z jabłka), Citronellol, Linalool, Alpha-isomethyl Ionone, Hexyl Cinnamal (substancje zapachowe)
Jak widzicie mniej więcej połowa składu się powtarza, ale jest też sporo nowych, ciekawych składników. Multi MSO również nie jest bardzo ciężkim kremem, ale zdecydowanie bardziej odżywczym! Podczas gdy goja pachnie intensywniej, MSO jest delikatniejsze dla nosa. Gdy goja daje mat, MSO daje minimalną, powlekającą warstwę.
Warstwa ta jednak nie jest ani nieprzyjemnie tłusta, ani lepka, czy klejąca. Czuć po prostu, że coś zostało na skórze i ją chroni oraz odżywia. A odżywia naprawdę porządnie, do tego dając efekt nawilżenia oraz łagodzenia stanów zapalnych, u mnie nieco bardziej wyrazisty przy podrażnieniach na policzkach, niż w przypadku starszego brata.
W porównaniu do goji, MSO jest moim zdaniem opcją bardziej dla cer suchych, normalnych w przeciągu roku oraz dla mieszanych lubiących bardziej odżywcze formuły lub w chłodniejsze miesiące, tak jak ja go stosowałam. To bardzo przyjemny produkt!
Który wybrać dla siebie?
Oba kremy Asoa są godne uwagi – w szkle, na hydrolatach, z ładnie skomponowanymi składami zawierającymi ciekawe oleje i ekstrakty. Goję wybrałabym bardziej dla cer w stronę tłustą, przez efekt matu, jaki oferuje, a MSO tworzące odżywczą warstwę, dla normalnych i suchych. Cery mieszane mogą nimi żonglować zależnie od poziomu tłustości/suchości partii swojej skóry lub od pory roku, kiedy zamierzają je stosować.
Pomimo zawartości sporej liczby substancji zapachowych, problematycznych na cerach wrażliwych, z podrażnieniami lub stanami zapalnymi, czy niedoskonałościami, także mają spore pole do popisu dzięki zawartości substancji łagodzących i przeciwzapalnych. Moje zmordowane chłodami policzki zdecydowanie na nich korzystały!
Wersje mini 15ml to cena około – porównywarka cen: goja | MSO a pełnowymiarowe 50ml – porównywarka cen: goja | MSO
Moje mini wersje pochodzą z paczki PR od marki.
Polecane powiązane treści
czyli Anna Kochanowska – miłośniczka pielęgnacji skóry bazującej na naukowych faktach.
Blog powstał z pasji, która doprowadziła mnie na studia z kosmetologii bioestetycznej i codziennie skłania do zdobywania nowej wiedzy.
Jeśli sama regularnie chcesz dowiadywać się więcej o pielęgnacji, kosmetykach i akcesoriach, które Ci w niej pomogą, zaglądaj na annemarie.pl!
Od jakiegoś czasu kusi mnie odżywcza goja. Mam cerę tłustą, ale jednocześnie bardzo wrażliwą oraz naczynkową i trochę obawiam się, czy z powodu dużej ilości substancji zapachowych krem mnie nie podrażni.
Trudni mi powiedzieć, jak będzie w Twoim przypadku, to indywidualna kwestia. Moja wrażliwa cera dobrze się z nim czuła 🙂
Odżywcza goja jest super – przepięknie pachnie i nie świecę się po nim. Multi MSO jest cięższy i zapach mi akurat nie odpowiada. Mam już w domu szóste opakowanie kremu z goją. Natomiast Multi Mso używam pierwszy raz. Mam cerę tłustą.
Do typowo tłustej rzeczywiście goja powinna być lepsza. Ew. MSO zimą, kiedy chcemy takiego otulenia 🙂