Działanie kojące, łagodzące, przeciwzapalne – to jeden z moich głównych kierunków w pielęgnacji! Alkemie mi w tym ostatnio pomagało 🙂
Dlaczego to dla mnie tak istotne? Moja cera jest naczyniowa, łatwo pojawiają się na niej stany zapalne, a rumień, który co jakiś czas staje się bardziej wydatny, przy niewystarczająco łagodnej pielęgnacji, może przerodzić się w stały stan, a nawet trądzik różowaty. Dbanie o prawidłową barierę ochronną i łagodzenie wszelkich zmian jest więc kluczowe!
Alkemie to polska marka naturalnych kosmetyków, które na pierwszy rzut oka tak naprawdę w większości nie przyprawiają mnie o szybsze bicie serca. Góra składu to przeważnie gliceryna i jakieś emolienty, potem pojawiają się ekstrakty i dopiero, gdy spojrzeć w opis danego produktu, widać co tam rzeczywiście siedzi!
A siedzi sporo – to opatentowane kompleksy o konkretnym, udowodnionym działaniu. Dopiero po przeczytaniu o ich właściwościach zaczynam rozumieć źródło cen kosmetyków marki. Nie są one niestety zbyt niskie, więc ja zdecydowałam się na zakup w promocji 2+2 w Hebe, więc kosztowały mnie mniej więcej połowę 🙂
SPIS TREŚCI
Wyciszająca nocna maska-krem Dream of beauty
Pierwszym, co mnie bardzo skusiło jest ta maseczka. Zainteresował mnie oczywiście skład bogaty w ekstrakty:
- łagodzące z wąkroty azjatyckiej, rumianku
- antyoksydacyjna zielona herbata
- antybakteryjny rozmaryn
- przedłużająca życie komórek tarczyca bajkalska
- pieprz tasmański redukujący swędzenie i pieczenie
- rdestowiec bogaty w resweratrol o właściwościach przeciwzapalnych i antyoksydacyjnych
a także
- olej z wiesiołka zawierający kwasy omega-6 GLA – silnie przeciwzapalne, kojące
- puder owsiany działający łagodząco
- algi podnoszące odporność skóry na działanie UV oraz łagodzące objawy jego działania, wygładzające zmarszczki i zmniejszające stany zapalne
Aqua (woda), Glycerin (gliceryna), Polyglyceryl-3 Methylglucoside (emulgator), Avena Sativa (Oat) Kernel Flour (puder owsiany), Oenothera Biennis (Evening) Primrose Oil (olej z wiesiołka), Orbignya Oleifera (Babassu) Seed Oil (olej babassu), Cetearyl Alcohol (emolient), Isoamyl Cocoate (emolient), Glyceryl Stearate (emolient, emulgator), Myristyl Myristate (emolient), Biosaccharide Gum-1 (Zagęstnik), Butyrospermum Parkii (Shea) Butter Extract (masło shea), Butanodiol (rozpuszczalnik), Centella Asiatica Extract (ekstrakt z wąkroty azjatyckiej), Polygonum Cuspidatum (Japanese Knotweed) Root Extract (ekstrakt z rdestowca japońskiego), Scutellaria Baicalensis Extract (ekstrakt z tarczycy bajkalskiej), Tasmannia Lanceolate Fruit Extract (ekstrakt z pieprzu tasmańskiego), Camelia Sinensis (Green Tea) Leaf Extract (ekstrakt z zielonej herbaty), Glycyrrhiza Glabra (Licorice) Root Extract (ekstrakt z lukrecji), Chamomilla Recutita (Matricaria) Flower Extract (ekstrakt z rumianku), Rosmarinus Officinalis (Rosemary) Leaf Extract (ekstrakt z rozmarynu), Caprylic /Capric Triglyceride (emolient), Heliantus Annuus (Sunflower) Seed Oil (olej słonecznikowy), Laminaria Ochroleuca Algae Extract (algi), Tocopherol (wit. E), Benzyl Alcohol, Dehydroacetic Acid (konserwanty), Tetrasodium Glutamate Diacetate (chelator), Parfum, Limonene, Linalol (substancje zapachowe)
Całe szczęście, fajny skład przenosi się na efekty!
Maseczka została zamknięta w słoiczku o pojemności 60ml. Od razu po otwarciu czuć jej delikatnie pudrowy, słodkawy zapach z nutami ziół. Jej konsystencja jest dość gęsta i kremowa, a po nałożeniu, niezależnie od ilości, tworzy coś na kształt matowej, zastygającej warstwy.
Można ją stosować – jak sama nazwa wskazuje – jako maskę/krem nocny. Ja próbowałam na dwa sposoby:
- grubą warstwą jak typową maskę bez spłukiwania, pozwalając części się wchłonąć, a reszcie pozostać i działać w tej formie
- w minimalnej ilości jako krem – ilość tu można oczywiście stopniować zależnie od typu cery: więcej dla cer suchych, mniej dla mieszanych, czy tłustych
Dream of beauty sprawdzała mi się tu w obu rolach, a także na każdej partii twarzy, zarówno tej typowo tłustej w strefie T, jak i bardziej wrażliwej, suchszej i naczyniowej na policzkach.
Co do rzeczywistego efektu – tak, działa! Przyjemnie koi podrażnienia, lekkie zaczerwieniania, ale też tworzy ochronną warstwę i natłuszcza skórę, dając jej sporą dawkę odżywienia. W moim przypadku okazała się również bardzo wydajna! Stosowałam ją grubszymi warstwami 2x w tygodniu, do tego przez jakiś czas także jako codzienny krem i wystarczyła mi na jakieś 5 miesięcy.
Chciałabym tu spróbować porównać ją do maseczki Cannamea, którą bardzo lubię (recenzja), ale chyba mi się nie uda. To bardzo odmienne formuły – składowo, co do konsystencji, wrażeń na skórze, dodatkowego działania. Na pewno łączą je właściwości łagodzące, przysychanie do matu oraz moje dobre wrażenia na ich temat 🙂 To nieco inne kosmetyki, ale oba ciekawe!
Biomimietyczny booster dla cery wrażliwej i naczynkowej Neurosilencer
Dlaczego jako drugi produkt wybrałam akurat ten booster? Szukałam zastępstwa dla swojego ulubieńca z Niod (recenzja serum MG), który równie dobrze poradzi sobie z łagodzeniem stanów zapalnych i towarzyszącego im rumienia oraz swędzenia.
Tutaj za to działanie odpowiada peptyd SensAmone P5, który blokuje receptory bólu znane jako TRPV1 odpowiedzialne za odczuwanie ciepła i bólu, reaktywność skóry na bodźce. W ten sposób powinien redukować pieczenie, swędzenie, czy inne nieprzyjemne odczucia na skórze.
Aqua (woda), Citrus Nobilis Fruit Extract (hydrolat z mandarynki), Isoamyl Cocoate (emolient), Isononyl Isononanoate (emolient), Glycerin (substancja nawilżająca), Polyglyceryl-6 Stearate (emulgator), Argania Spinosa Kernel Oil (olej arganowy), Betaine (substancja nawilżająca), Sodium Hyaluronate (substancja nawilżająca), Helianthus Annuus (Sunflower) Seed Oil (olej słonecznikowy), Butyrospermum Parkii (Shea) Butter (masło shea), Hydrogenated Lecithin (emulgator), Pentapeptide-59 (peptyd), Maltodextrin (substancja konsystencjotwórcza), Polyglyceryl-6 Behenate (emulgator), Xanthan Gum (zagęstnik), Tocopherol (wit. E), Sodium Phytate (chelator), Benzyl Alcohol, Dehydroacetic Acid, Potassium Sorbate, Phenethyl Alcohol, Ethylhexylglycerin (konserwanty), Citric Acid (regulator pH), Parfum (substancja zapachowa)
Owy peptyd jest tu dla mnie najciekawszym składnikiem, wzbogaconym flawonoidami z mandarynki, kilkoma nawilżaczami i emolientami. Całość tworzy emulsyjne serum z całkiem pokaźną w moim odczuciu dawką fazy tłuszczowej. Ta na mojej skórze jest zdecydowanie wyczuwalna i sprawia, że booster może być w mojej pielęgnacji samodzielnym produktem.
Czy łagodzi? trochę tak, ale mam wrażenie, że działanie nie jest tak dobre jak przy Niod MG. Niod był również emulsyjny, lecz mniej tłusty, natomiast serum SOS z Biochemii (recenzja), również kojące, bardziej wodniste, lejące. Znajdziemy tu różne konsystencje, które można dobrać do swoich preferencji oraz typu cery.
Maseczka wywarła na mnie bardzo pozytywne wrażenie, natomiast booster mnie specjalnie nie zachwycił, jednak może być pewną opcją jako samodzielny produkt łagodzący dla skór tłustych i mieszanych.
A Wy miałyście już coś tej marki? Jak wrażenia?
Zobacz też: recenzja serum Wonderful glow od Alkemie
Polecane powiązane treści
czyli Anna Kochanowska – miłośniczka pielęgnacji skóry bazującej na naukowych faktach.
Blog powstał z pasji, która doprowadziła mnie na studia z kosmetologii bioestetycznej i codziennie skłania do zdobywania nowej wiedzy.
Jeśli sama regularnie chcesz dowiadywać się więcej o pielęgnacji, kosmetykach i akcesoriach, które Ci w niej pomogą, zaglądaj na annemarie.pl!